Thursday 23 June 2022

Kilka słów o moim porodzie


Bardzo często zdarza się w przypadku porodu, że mówi się o złym doświadczeniu. Tak się jakoś składa, że kobiety chętnie dzielą się negatywnymi przeżyciami związanymi z pojawieniem się ich dziecka na świecie. Z kolei o tzw. szczęśliwym rozwiązaniu i pozytywnym doświadczeniu porodu rzadko się słyszy.

Piszę ten post z uwagi na to, że moje wyobrażenie na temat porodu było zupełnie inne niż rzeczywistość pokazała.

Cierpiałam na eksetremalnie bolesne miesiączki. Oczywiście nie co miesiąc, ale zdarzało się raz czy dwa razy do roku, że ból powalił mnie jak konia. Nie byłam w stanie mówić, chodzić, myśleć. Raz nawet w środku nocy wezwano do mnie pogotowie... Błagałam o morfinę... Było aż tak źle. Z kolei w pracy zdarzyło mi się leżeć na podłodze i czekać aż ból minie po tabletce. 

Mając tak negatywne 'menstrualne przeżycia', wyobrażałam sobie poród jako coś niesłychanie bolesnego, dlatego wierzyłam, że nie będę w stanie podołać temu doświadczeniu jak większość kobiet i rozważałam przyjęcie wszelkiego rodzaju środków przeciwbólowych. 

Starałam się jednak myśleć pozytywnie, mimo moich stanów lękowych, czy depresyjnych. Często korzystałam z porad głównie brytyjskich  położnych śledząc je na TikToku, a także polskich na kanale YouTube. Dzięki temu dowiedziałam się o znaczeniu prawidłowego oddychania podczas porodu, hipnozie porodowej, pozytywnym nastawieniu, fizjologii porodu. Bardzo wnikliwie analizowałam wszelkie informacje jakie dostarczały te specjalistki. Stworzyłam własne karty medytacji, na których zapisywałam swoje refleksje dotyczące mnie, porodu i dziecka. (Zachęcam przyszłe mamy do stworzenia takich kart z włąsnymi przemyśleniami. To bardzo mi pomogło.) Druga bardzo ważna sprawa to oddech. Spokojny wdech (policz do czterech) i dłuższy wydech (na sześć). Warto też zabrać ze sobą grzebień lub szczotkę i w momencie szczytu bólu ściskać w dłoni. (Z tej metody akurat nie skorzystałam.) To ma na celu odwrócenie naszej uwagi od bólu porodowego i srawić, że będzie on wydawał się łagodniejszy. 

Do szpitala wybrałam się ponad 24 godziny po pierwszym skurczu, w nocy, około godziny drugiej. Wtedy skurcze 'ścinały' mnie w pół. (Jak się potem okazało, miałam rozwarcie na 8 cm.) Przed wyjściem na koszulę nocna założyłam tylko sukienkę i jeszcze przed opuszczeniem domu zdążyłam chwycić mój różaniec i włożyć go do torebki. Poczułam się lepiej wiedząc, że mam go przy sobie w tak ważnej chwili. Na dworze zaczęło padać. Jak cudownie - pomyślałam. Potrzebuję tego deszczu teraz bardziej niż kiedykolwiek, potrzebuję chłodu, oczyszczenia, ukojenia...

Rodziłam w wodzie, w podświetlonym baseniku, w ciemnym pokoju szpitalnym. Do tego położna włączyła lamkę emitującą kolorowe, drobne światełka, które pojawiły się na suficie i ścianie tuż przede mną. Przypominało mi to trochę drogę mleczną w kosmosie. Muszę przyznać, że bardzo pozytywnie mnie to 'nastroiło.' Podano mi też do powąchania w małym kubeczka olejek lawendowy, a kolejnym razem - szałwiowy. Byłam spokojna. Jedynym środkiem przeciwbólowym, o jaki poprosiłam  był gaz z tlenem. W zupełności mi wystarczył. Towarzyszył mi ojciec dziecka, studentka położnictwa i jej prowadząca. 

Rodziłam w sumie 36 godzin. Niestety, na koniec pojawiły się komplikacje i moja córka przyszła na świat poprzez cesarskie cięcie. Jednak mimo komplikacji, mam pozytywne odczucia związane z moim porodem. Muszę przyznać, że pojawienie się mojego dziecka stało się najlepszym wydarzeniem, jakie mnie w życiu spotkało. Jest to moje największe dzieło, które udało mi się dokonać. 

Jako rodząca masz w danym momencie największą władzę i udział w tworzeniu nowego życia. Żaden król czy inny władca nie posiada tej władzy. Jest to szczytny cel, niesamowity przywilej i dokonanie. Daje poczucie spełnienia, staje się częścią twojej historii. Pomyśl więc, że jest to chwila wyjątkowa, niesamowite przeżycie.

Według mnie, poród to metafizyka, sensacyjne doznanie, bardzo silne odczucie, niesamowity dyskomfort, ale nie nazwałabym tego bólem. Może dlatego, że podeszłam do tego bardzo spokojnie, byłam skupiona, wyciszona, a moje ciało rozluźnione do tego stopnia, że skurcze pracowały za mnie i przez pewien czas nie musiałam przeć... Pomogły moje karty medytacji, spokojny, kontrolowany oddech, gaz rozweselający i mój różaniec, który trzymałam w torebce. Miałam kontrolę nad bólem, a nie ból nade mną. To jest bardzo ważne i istotne. 

Po raz kolejny sprawdziło się u mnie stare i mądre powiedzenie, że 'w najtrudniejszych chwilach tylko spokój cię uratuje.' I uratował. 

Życzę Wam, Mamy oczekujące: spokoju i szczęśliwego rozwiązania.

Moje karty medytacji:-)