Trudno mi było zebrać się do kupy po stracie ukochanej Babci...Trudno było mi wrócić do pisania książki, o malowaniu nie wspomnę, bo wciąż czekam, aż mi chęci wrócą...
Po raz pierwszy w życiu nie obchodziłam Dnia Matki. Zresztą zawsze był to dla mnie dzień, który nie kojarzy mi się z niczym niezwykłym. Dlaczego? Nie czuję więzi z moją matką z powodu nienawiści jaką mnie dażyła od kiedy rozpoczęłam naukę w szkole podstawowej. Myślę, że ta niechęć do mnie była spowodowana nienawiścią do mojejgo ojca, chęcią wyżycia się na bezbronnej istocie, jaką jest dziecko. Jednak najbardziej niepokojącym powodem jest fakt, że moja matka jest po prostu podręcznikowym, akadmickim przykładem socjopatki. Nie zna poczucia empatii, żalu, nie zna poczucia winy, nie zna słowa 'przepraszam', kłamie, manipuluje, obmawia, ma poczucie wyjątkowości co do swojej osoby. Zawsze była skupiona na sobie stojąc w lustrze i przypatrując się swojemu odbiciu...Taką ją pamiętam...Za wszelkie niepowodzenia zawsze obwiniała innych lub znajdywała wymówkę, gdy zrobiła coś złego. Gdy kiedyś (przy okazji rozmowy o pieniądzach) wspomniałam jej o moim beznadziejnym dzieciństwie usłyszałam: 'Miej pretensje do Boga'. Nie obchodziły jej także moje plany na przyszłość, wydatki, itd.
W pewnym momencie mojego życia (miałam może 6-7 lat) doszła do tego przemoc fizyczna, a także psychiczna. Zanim to nastąpiło, było straszenie samobójstwem. Nastawiła mnie skutecznie przeciwko mojemu ojcu, także po rozwodzie nie miałam z nim praktycznie żadnego kontaktu. Nie kupowała mi zabawek, książek ani gier, mimo że ojciec płacił alimenty. Nigdy nie zabrała mnie do kina, czy na plażę, mimo że do morza dzieliło nas 20 minut kolejką podmiejską. Kieszkonkowe, które czasami podarował mi ojczym, wyrywała mi z rąk. Pod silnym przymusem obcinała mi włosy. Gdy nie chciałam, chwytała po smycz i biła po plecach...Czasami nie mogłam złapać oddechu, miałam nadwyrężenia w okolicach szyi, o siniakach na plecach i nogach nie wspomnę. Często bywało tak, że ojczym stawał w mojej obronie. Kiedyś uciekając przed nią upadłąm na sofę i uderzyłam kolanem w oko. Pewnego dnia (miałąm może niespełna 13 lat) zabarykadowałam się przed nią. Po raz kolejny próbowała obciąć mi włosy. Wtedy postawiłam się i obiecałam sobie, że jeżeli mnie dotknie to zgłoszę to w szkole. Na szczęście odeszła od drzwi...
Po odejściu od ojczyma nie podjęła żadnej pracy, zdała się na Opiekę Społęczną. Dorastałam w nędzy. Znaczną część moich alimentów przeznaczała na swoje przyjemności (papierosy, fryzjer). Jedyne co otrzymywałam z okazji urodzin czy świąt to coś do ubrania. Byłą to rzecz, którą sama wybierała. Ja nie miałam nic do powiedzenia. Nie miałam sukienek, ani pantofelków na lato...
Nie traktowała mnie jak córkę, ale jak lokatorkę. Nie czułam się wychowywana, ale hodowana. Jedyne co ją interesowało w związku ze mną to moje pieniądze i to się zachowało aż do momentu, gdy urwałam wszelki kontakt.
To traktowanie w dzieciństwie doprowadziło mnie w końcu do stanu przygnębienia i depresji (13lat). Zaczęłam się izolować przed równieśnikami, czułam się gorsza, niechciana, nieufna. Unikałam spotkań ze znajomymi. Nie byłam zainteresowana wchodzeniem w romantyczną relację z żadnym chłopakiem.
Maturę zdałam z wyróżnieniem. W odpowiedzi usłyszłam: 'Uczysz się dla siebie'.
W sierpniu ubiegłego roku pobiła i skopała mojego Dziadka, który o mały włos się przewrócił. Dziadek jest po dwóch zawałach i ma rozrusznik serca. To wydarzenie sprawiło, że przestałam się odzywać. Nie chcę mieć z nią już nic wspólnego...Pamiętam jeszcze jako nastolatka, gdy między nią a Babcią dochodziło do awantur. Babcia wyzywana była od m.in. świń...
W wielkim skrócie wyjaśniłam, dlaczego nie obchodzę Dnia Matki i jak przekre jest to dla mnie.
Babcia i Dziadek dbali o to, abym po powrocie ze szkoły była nakarmiona, a moje ubrania były wyprane. To także Babcia przygotowywałą kanapki do szkoły, a w niedzielę wysyłała do kościoła. Matka z kolei bluzgała na Kościół i księży...
Smutne było moje dzieciństwo, jednak mój Anioł Stróż czuwał, abym nie załamała się.
Ucięłam wszelkie kontakty z moją biologiczną matką. Socjopatka niestety nigdy się nie zmieni, dlatego to jest jedyny sposób. Nie ma lekarstwa, które mogłoby wyleczyć kogoś z tego zaburzenia.
Z socjopatą nie można wygrać, więc wszelkie próby dialogu nie mają sensu. Jest to o tyle niebezpieczne, że socjopata zrobi wszystko, aby Cię zniszczyć, jeśli ma wobec Ciebie jakiś plan, który chce zrealizować. Nie można też pokazać, że się go boimy. Nie pozwolę również, aby socjopata wygrał ze mną.
Bardzo często w polskich mediach pojawiają się informacje o jakimś dziecku, które doświadczyło przemocy ze strony rodzica, dlatego postanowiłam w skrócie podzielić się z Wami moimi przeżyciami. Milczałam przez wiele lat, choć byłam bliska zgłoszeniu sprawy na policję i w szkole. Nigdy tego nie zrobiłam, bo wierzyłam, że jestem w stanie to znieść., że kiedyś dorosnę i 'jakoś to będzie'. Nie chciałam także byc umieszczona w jakimś pogotowiu opiekuńczym. Bałam się, że stracę kontakt z Dziadkami...Przepłaciłam to traumą. Na szczęście mam kreatywną duszę i uciekam się do sztuki, która przynosi mi ukojenie.
Mój Dzień Matki to dla mnie smutne święto. Tego dnia, dzięki mediom, widzę wiele kobiet, które są wspaniałymi matkami dla swoich pociech. Z całego serca zazdroszę tym dzieciom ich mam. A do Boga kieruję słowa: 'Jeśli przyjdzie mi kiedyś narodzić się powtórnie, proszę daj mi chociaż dobrą matkę. Amen.'
Jeśli doświadczyliście przemocy ze strony rodzica i pragniecie z kimś o tym porozmawiać, możecie do mnie napisać. Chętnie udzielę pomocy. Pozdrawiam.
No comments:
Post a Comment