Showing posts with label covid-19. Show all posts
Showing posts with label covid-19. Show all posts
Tuesday, 31 March 2020
Życie jakiego nie znaliśmy
Straciłam już poczucie czasu. Nie wiem, który to już tydzień życia w izolacji, życia, w którym występuje przemieszczanie się z domu do pracy lub sklepu. Dzięki Bogu za to, że mam duży ogród i urocze zwierzęta, bo inaczej chyba oszalałabym. Ogród jest moim drugim salonem, miejscem, w którym spędzam wolne chwile, czytam, maluję, piszę i uczę się. Tam jest to lepsze życie, spokojne i bezpieczne.
Dziś udało mi się zamówić trzy maseczki ochronne przed COVID. Pierwsza z ich powinna dotrzeć do mnie w ciągu kilku dni. Otrzymałąm informację, że moje zamówienie zostało wysłane.
Dziś po południu musiałam zasięgnąć porady weterynarza. Mój królik ma od jakiegoś czasu ropiejące oko. Udało mi sie je podleczyć je roztworem rumianku i soli, ale wolałam skunsultować sprawę z weterynarzem i zdobyć medykament, żeby wreszcie pozbyć się problemu. Królik jest żwawy, zaczepia mnie ciągle, wskakuje na sofę, by sprawdzić, co robię.
Dziś i jutro mam wolne. Odpoczywam. Jutro ma być słoneczna pogoda, więc udam się do ogrodu, zadzwonię do dziadków, może coś namaluję, poczytam albo pouczę sie francuskiego. Muszę na nowo organizować sobie czas wolny. Skoro nie mogę udać się do miejsc, które dotychczas odwiedzałam, to trzeba będzie znaleźć alternatywę. Oby pogoda dopisała podczas kwarantanny, wtedy będę mogła oddać się pracy twórczej w ogrodzie. Mam jeszcze do ukończenia książkę. Właściwie to muszę skupić się na jednym motywie i moja opowieść będzie ukończona. Może nawet zabiorę się za napisanie kolejnej książki. Jest tyle do zrobienia. Mam tyle planów...
Codziennie jemy zupę. Zupę gotuję raz na trzy dni. Koleżanka z pracy zaopatruje nas w warzywa, które kupuje u farmera, a my potem wybieramy, co chcemy i płacimy jej. Warzywa są naprawdę świeżutkie, dorodne. Aż chce się gotować zupy! Dziś ugotowałam pomidorową.
To, co dzieje się obecnie jest dla mnie niewyobrażalnie niepokojące. Przypomina to film science-fiction albo jakiś koszmar. Najgorsze jest to, że nie wiemy jak to się wszystko skończy.
Nasz szpital przygotowauje się na przyjęcie do izolacji pacjentów z COVID-19. Modlę się, żeby nikt od nas nie zachorował. Rząd podawał, że sytuacja się poprawiła. Jest widoczny spadek liczby zakażonych, rośnie za to liczba zgonów.
Udało mi się odwrócić moją uwagę od mediów społecznościowych. Obecnie rzadziej tam zaglądam. Media ciągle dostarczają przykrych informacji, zdjęć i filmów w związku z tym, co się ostatnio dzieje.
Dziś na niebie spostrzegłam samolot wojskowy, który leciał nisko nad moim domem. Lądował na pobliskim lotnisku. Prawdopodobnie dostraczył sprzęt medyczny dla naszych szpitali.
Jest nadzieja, że będzie dobrze. Jednak czasu, który spędzamy w izolacji już nie odzyskamy. Warto zatem wykorzystać ten okres jak najlepiej.
Kasia Zbrog - living in the United Kingdom blogger, vlogger and poet from Poland. Fallen in love with art, travel and fashion. Welcome to my world of important things, that I want to share with you x
Friday, 20 March 2020
Podróż w czasie zarazy
Tak się złożyło, że na miejsce docelowe mojej podróży w czasie światowej pandemii Koronawirusa wybrałam Pragę. Nie był to mój świadomy wybór, aby wyruszyć do Pragi w okresie, gdy w Europie rozpoczęła swoje szaleństwo groźna zaraza. Tak po prostu wyszło. Tęsknota za wojażami. Wycieczkę do Pragi zarezerwowałam wcześniej, w lutym, gdy wydawać by się mogło, że jeszcze nie było przypadków zachorowań na Koronawirusa w Europie.
Do Pragi postanowiłam polecieć na trzy noce. Najpierw wylądowałam w Amsterdamie, a po godzinie wylatywałam juz do Pragi. Holenderska obsługa lotu KLM wydawała się bardzo przyjazna, uśmiechnięta i życzliwa.
Przygotowując się do wyjazdu, mając świadomość epidemii jaka zapanowała na kontynencie, postanowiłam zaopatrzyć się w żel do rąk i witaminę C. Wybrałam się więc do Asdy. Tam nie dość, że nie napotkałam na żaden żel dezynfecyjny do rąk, to jeszcze nawet zwykłego mydła nie było. Papier toaletowy również zniknął z półek.
Co tu robić? Udałam się do Tesco. Tam równie żelu brak.
Na szczęście udało mi się zdobyć w pracy chusteczki nasączone środkiem dezynfekującym. Spakowałam do torby, co trzeba i we wtorek, 10 marca wyruszyłam w podróż na kontynent.
Po przylocie z Amsterdamu, udałam się autobusem 119 do Nadrazi Veleslavin, czyli do końca biegu tej linii. Stamtąd na pieszo do hotelu. Było dość pochmurno, czasami padał deszcz. Odcinek drogi, jaki przeszłam wydał mi się znajomy. Wiele miejsc skojarzyło mi się z Rumią, Gdynią i okolicami. Jednym słowem, słowiański duch. Czułam się prawie jak w domu. Przypomniał mi się ukochany Budapeszt, do którego mam sentyment.
Po dotarciu do hotelu i otrzymaniu klucza do pokoju rozpakowałam torbę. Okazało się, że otrzymałam lepszy pokój niż spodziewałam się. Miałam bowiem zarezerwowany pokój z 'shared bathroom'. Tymczasem, mój pokój posiadał łazienkę. Pomyślałam, że to pewnie skutek odwołań rezerwacji. Trafił mi się przez to lepszy pokój. Trzecie piętro, widok na dość spory budynek szkoły. Pokój ciepły, przytulny. Odpoczęłam chwilkę i ruszyłam odkrywać Pragę. W recepcji poprosiłam o mapę miasta, bo akurat nie posiadałam żadnej. Z dostępnych była tylko jedna w języku rosyjskim, ale z opisami w języku czeskim, więc jak dla mnie w porządku.
Idąc wzdłuż rzeki Wełtawy dotarłam do Mostu Karola. Wcześniej rzuciłam okiem na zamek. Na moście turyści w kapturach, z parasolami. Pstryknęłam parę fotek. Chciałam udać się do biblioteki Klementinum, którą poleciła mi przyjaciółka, ale niestety została zamknięta. Na czas pandemii pozamykano wszystko, z wyjątkiem restauracji, kawiarni i hoteli. Miałam tylko szczęście, żę Pałac Lebkowicza był otwarty, a w zasadzie galeria. Mogłam tam m.in. zobaczyć rękopis dzieł Bethoveena i obraz Petera Bruegel'a zatytułowany 'Sianokłosy'. Po zwiedzeniu galerii, udałąm się pałacowej kawiarenki. Była prawie pusta. Usiadąm przy oknie. Zamówiłam cappuccino i sok pomarańczowy. Zdezynfekowałam telefon, a następnie podłaczyłam go do ładowarki. Kurtkę miałam przemoczoną. Ładowarka wewnątrz torebki też była mokra, więc przed włożeniem jej do kontaktu, przetarłam ją o suche jeszcze ubranie. Czytałam posty na Twitterze, komentarze. Niekiedy śmiałam się na głos z tego, co tam ludzie zamieścili.
Zdezynfekowałam ręce, założyłam mokrą kurtkę, po czym udałam się do hotelu. Po drodze udałam się do pobliskiego sklepu po zakupy. Po powrocie do hotelu, mokrą kurtkę powiesiłam na krześle przy kaloryferze, wzięłam gorący prysznic, wypiłam szklankę soku pomarańczowego, zjadłam jedną pomarańczę, pograłam w grę i zasnęłam.
Każdego dnia w hotelu samotnie spożywałam śniadania. Podobnie osamotniona w podróży czułam się tylko w Grecji, gdzie z powodu rannej stopy, musiałam większość czasu spędzać w pokoju hotelowym.
Pobyt w Pradze spędziłam głównie spacerując na świeżym powietrzu i fotografując obiekty. To była chyba najbardziej rozsądna opcja. Drugi dzień mojego pobytu był bardzo deszczowy. Właściwie padało bez przerwy.
Trzeciego dnia wreszcie zaświeciło słońce. Mogłam w końcu zrobić jakieś sensowne zdjęcia.
W dniu, kiedy wracałam, będąc na międzylądowaniu na lotnisku w Amsterdamie, mój kolega, który sam był wówczas w Estonii, poinformował mnie, że zdążyłam na czas opuścić Czechy, bo ten kraj zamyka swoje granice. Miałam szczęście.
Po powrocie do Anglii zakupilam Ibuprom. Tak na wszelki wypadek. Następnego dnia poczułam, że zaczyna sie u mnie katar i trochę gryzie w gardle. Musiałam zrobić zakupy i coś mnie skusiło, aby jeszcze dokupić Paracetamol do picia. Dostałam jeden z trzech dostępnych na półce. Po powrocie z zakupów rozpoczęłam domową kwarantannę. Odseparowałam się od chłopaka. Od tamtego czasu minął tydzień, gdy jesteśmy w osobnych pokojach. Co noc śpi ze mną ( lub na mnie:-)) mój kot. Królik też codziennie jest w moim domu. Prawie wyleczyłam mu infekcję oka. Bez konsultacji weterynarza udało mi się pozbyć problemu. Może jeszcze dwa przemycia wyciągiem z rumianku i soli i oko powinno wrócić do zdrowia.
Moje przeziębienie trwało jakieś sześć dni. Nie miałam gorączki, ale czułam się osłabiona i nie miałam chęci do niczego. Możliwe, że zachorowałam z powodu przemoczonej kurtki, w której chodziłam po mieście, a może powodem mojego stanu zdrowia było czekanie na lotnisku w Amsterdamie, na którym poczułam w pewnym momencie zimno i pustkę.
Moi znajomi utknęli w Wietnamie i nie wiem jak długo tam pozostaną. Jestem z nimi w kontakcie.
W planach miałam polecieć na południe Francji, udać sie również do Berlina, Polski. Chciałam znowu polecieć do Budapesztu. Mam nadzieję, że ta pamdemia się skończy, że ludzie zostaną uzdrowieni. Mam nadzieję, że wspólnie pokonamy tego potwora i staniemy sie silniejsi.
Pragne wkrótce polecieć do Polski, na Węgry, do Niemiec. Praga juz zawsze będzie kojarzyć mi się z tą zarazą. Niemniej jednak wspomnienia przyjemne pozostaną. Szkoda też, że pogoda nie dopisała, ale zdjęcia i tak udały mi się. Są trochę ponure, ale taki efekt też lubię.
Wierzę, że będzie dobrze. Musi być dobrze.
Do Pragi postanowiłam polecieć na trzy noce. Najpierw wylądowałam w Amsterdamie, a po godzinie wylatywałam juz do Pragi. Holenderska obsługa lotu KLM wydawała się bardzo przyjazna, uśmiechnięta i życzliwa.
Przygotowując się do wyjazdu, mając świadomość epidemii jaka zapanowała na kontynencie, postanowiłam zaopatrzyć się w żel do rąk i witaminę C. Wybrałam się więc do Asdy. Tam nie dość, że nie napotkałam na żaden żel dezynfecyjny do rąk, to jeszcze nawet zwykłego mydła nie było. Papier toaletowy również zniknął z półek.
Co tu robić? Udałam się do Tesco. Tam równie żelu brak.
Na szczęście udało mi się zdobyć w pracy chusteczki nasączone środkiem dezynfekującym. Spakowałam do torby, co trzeba i we wtorek, 10 marca wyruszyłam w podróż na kontynent.
Po przylocie z Amsterdamu, udałam się autobusem 119 do Nadrazi Veleslavin, czyli do końca biegu tej linii. Stamtąd na pieszo do hotelu. Było dość pochmurno, czasami padał deszcz. Odcinek drogi, jaki przeszłam wydał mi się znajomy. Wiele miejsc skojarzyło mi się z Rumią, Gdynią i okolicami. Jednym słowem, słowiański duch. Czułam się prawie jak w domu. Przypomniał mi się ukochany Budapeszt, do którego mam sentyment.
Po dotarciu do hotelu i otrzymaniu klucza do pokoju rozpakowałam torbę. Okazało się, że otrzymałam lepszy pokój niż spodziewałam się. Miałam bowiem zarezerwowany pokój z 'shared bathroom'. Tymczasem, mój pokój posiadał łazienkę. Pomyślałam, że to pewnie skutek odwołań rezerwacji. Trafił mi się przez to lepszy pokój. Trzecie piętro, widok na dość spory budynek szkoły. Pokój ciepły, przytulny. Odpoczęłam chwilkę i ruszyłam odkrywać Pragę. W recepcji poprosiłam o mapę miasta, bo akurat nie posiadałam żadnej. Z dostępnych była tylko jedna w języku rosyjskim, ale z opisami w języku czeskim, więc jak dla mnie w porządku.
Idąc wzdłuż rzeki Wełtawy dotarłam do Mostu Karola. Wcześniej rzuciłam okiem na zamek. Na moście turyści w kapturach, z parasolami. Pstryknęłam parę fotek. Chciałam udać się do biblioteki Klementinum, którą poleciła mi przyjaciółka, ale niestety została zamknięta. Na czas pandemii pozamykano wszystko, z wyjątkiem restauracji, kawiarni i hoteli. Miałam tylko szczęście, żę Pałac Lebkowicza był otwarty, a w zasadzie galeria. Mogłam tam m.in. zobaczyć rękopis dzieł Bethoveena i obraz Petera Bruegel'a zatytułowany 'Sianokłosy'. Po zwiedzeniu galerii, udałąm się pałacowej kawiarenki. Była prawie pusta. Usiadąm przy oknie. Zamówiłam cappuccino i sok pomarańczowy. Zdezynfekowałam telefon, a następnie podłaczyłam go do ładowarki. Kurtkę miałam przemoczoną. Ładowarka wewnątrz torebki też była mokra, więc przed włożeniem jej do kontaktu, przetarłam ją o suche jeszcze ubranie. Czytałam posty na Twitterze, komentarze. Niekiedy śmiałam się na głos z tego, co tam ludzie zamieścili.
Zdezynfekowałam ręce, założyłam mokrą kurtkę, po czym udałam się do hotelu. Po drodze udałam się do pobliskiego sklepu po zakupy. Po powrocie do hotelu, mokrą kurtkę powiesiłam na krześle przy kaloryferze, wzięłam gorący prysznic, wypiłam szklankę soku pomarańczowego, zjadłam jedną pomarańczę, pograłam w grę i zasnęłam.
Każdego dnia w hotelu samotnie spożywałam śniadania. Podobnie osamotniona w podróży czułam się tylko w Grecji, gdzie z powodu rannej stopy, musiałam większość czasu spędzać w pokoju hotelowym.
Pobyt w Pradze spędziłam głównie spacerując na świeżym powietrzu i fotografując obiekty. To była chyba najbardziej rozsądna opcja. Drugi dzień mojego pobytu był bardzo deszczowy. Właściwie padało bez przerwy.
Trzeciego dnia wreszcie zaświeciło słońce. Mogłam w końcu zrobić jakieś sensowne zdjęcia.
W dniu, kiedy wracałam, będąc na międzylądowaniu na lotnisku w Amsterdamie, mój kolega, który sam był wówczas w Estonii, poinformował mnie, że zdążyłam na czas opuścić Czechy, bo ten kraj zamyka swoje granice. Miałam szczęście.
Po powrocie do Anglii zakupilam Ibuprom. Tak na wszelki wypadek. Następnego dnia poczułam, że zaczyna sie u mnie katar i trochę gryzie w gardle. Musiałam zrobić zakupy i coś mnie skusiło, aby jeszcze dokupić Paracetamol do picia. Dostałam jeden z trzech dostępnych na półce. Po powrocie z zakupów rozpoczęłam domową kwarantannę. Odseparowałam się od chłopaka. Od tamtego czasu minął tydzień, gdy jesteśmy w osobnych pokojach. Co noc śpi ze mną ( lub na mnie:-)) mój kot. Królik też codziennie jest w moim domu. Prawie wyleczyłam mu infekcję oka. Bez konsultacji weterynarza udało mi się pozbyć problemu. Może jeszcze dwa przemycia wyciągiem z rumianku i soli i oko powinno wrócić do zdrowia.
Moje przeziębienie trwało jakieś sześć dni. Nie miałam gorączki, ale czułam się osłabiona i nie miałam chęci do niczego. Możliwe, że zachorowałam z powodu przemoczonej kurtki, w której chodziłam po mieście, a może powodem mojego stanu zdrowia było czekanie na lotnisku w Amsterdamie, na którym poczułam w pewnym momencie zimno i pustkę.
Moi znajomi utknęli w Wietnamie i nie wiem jak długo tam pozostaną. Jestem z nimi w kontakcie.
W planach miałam polecieć na południe Francji, udać sie również do Berlina, Polski. Chciałam znowu polecieć do Budapesztu. Mam nadzieję, że ta pamdemia się skończy, że ludzie zostaną uzdrowieni. Mam nadzieję, że wspólnie pokonamy tego potwora i staniemy sie silniejsi.
Pragne wkrótce polecieć do Polski, na Węgry, do Niemiec. Praga juz zawsze będzie kojarzyć mi się z tą zarazą. Niemniej jednak wspomnienia przyjemne pozostaną. Szkoda też, że pogoda nie dopisała, ale zdjęcia i tak udały mi się. Są trochę ponure, ale taki efekt też lubię.
Wierzę, że będzie dobrze. Musi być dobrze.
Labels:
covid-19,
covid19,
epidemia,
koronawirus,
kryzys w Europie,
pandemia,
podróż w czasie pandemii,
podróż w czasie zarazy,
Praga,
walka z koronawirusem,
wirus,
wspomnienia z Pragi
Kasia Zbrog - living in the United Kingdom blogger, vlogger and poet from Poland. Fallen in love with art, travel and fashion. Welcome to my world of important things, that I want to share with you x
Subscribe to:
Posts (Atom)