Showing posts with label pandemia. Show all posts
Showing posts with label pandemia. Show all posts

Wednesday 25 March 2020

Świat w obliczu koronawirusa


Od czasu, gdy wróciłam z Pragi, Świat uległ całkowitej zmianie, a właściwie przemianie. Ta przemiana cały czas trwa i zmienia się z każdej godziny. Toczy się walka z koronawirusem.
Moi przyjaciele wciąż tkwią w Wietnamie. Dotychczas wszystkie samoloty powrotne, które rezerwowali, zostały odwołane. Mają wracać w piątek, ale wątpię, że uda im się wylecieć stamtąd. Codzienne media donoszą o nowych liczbach zakażonych oraz ofiar koronawirusa.
Do pracy wróciłam w poniedziałek. Tego dnia, koleżanka została odesłana do domu z kaszlem. Wczoraj, czyli we wtorek, odesłano dwie kolejne osoby. Pierwsza z nich gorączkowała, druga to osoba, której żona okazała się mieć symptomy. Zadzwoniła do męża, czyli mojego kolegi, który wczoraj był ze mną na zmianie. Został odesłany do domu. Mówił mi wcześniej, że oboje z żoną wrócili niedawno z Portugalii. Nie poddali się kwarantannie, bo w Portugalii było mało przypadków zachorowań na COVID-19. Niestety przeliczyli się.
Koronawirus funkcjonuje jak Rosyjska Ruletka. Tempo zakażeń tworzy ciąg geometryczny. Nikt z nas nie wie, czy nie jest nosicielem. Testy są teraz dostępne tylko dla tych, którzy trafiają do szpitala.
Widziałam płaczącą Hiszpankę, która pozostaje przy umierającym mężu, któremu zabrano respirator. Jego podeszły wiek odbiera mu szansę na przeżycie. Jego respirator przekazano czterdziestolatkowi. On ma większe rokowania. Smutne, ale takie są realia teraz. W Wielkiej Brytanii, w Londynie, pacjenci już umierają na korytarzach Izby Przyjęć, bo szpitale nie są wystarczająco wydajne, brakuje respiratorów oraz materiałów ochrony osobistej dla medyków.


Zanim wróciłam do pracy, wykonałam w piątek telefon do mojej szefowej z oddziału, na którym pracuję. Chciałam wybadać sytuację. Musiałam dowiedzieć się według jakiego schematu nasz szpital postępuje. Jeszcze wtedy akceptowano odwiedziny. Gdy wróciłam w poniedziałek, odwiedziny były już całkowiecie zakazane. Całe szczęście.
Teraz pozosaje nam tylko czekać. Póki co, widać jak przyroda w Europie i Azji zyskuje na nieobecności człowieka. Woda w weneckich kanałach zrobiła się krystalicznie czysta do tego stopnia, że pojawiły się w niej ryby. Delfiny podpływaja coraz bliżej wybrzeży Italii. W Japonii, ryczące jelenie wędrują sobie po ulicach, a w Tajlandii małpy skaczą po ulicach. Powietrze nad Chinami oczyściło sie znacząco. Nad Europą zmiana ta również jest zauważalna. Wstrzymano prawie całkowicie ruch lotniczy nad naszym kontynencie.
Przyszła wiosna, a wraz z nią nadzieja...


Dziś świeci wiosenne słońce. Moje króliki skacza radośnie po ogrodzie. Czuja się wolne. Mój kot towarzyszył mi przez całą kwarantannę, którą przeszłam po powrocie z Pragi. Pisząc ten artykuł, właśnie jeden z moich królików chrupie marchewkę będac obok mnie na sofie, a zaraz przy nim siedzi kot. Wybrał miejsce bliżej kaloryfera. Zwierzęta nie mają pojęcia o tym, co złego dotknęło ludzkość. Im koronawirus nie zagraża. Ptaki obserwują z lotu miasta. Widzą te miasta inaczej. Opustoszałe, wyludnione, samotne. Teraz to one rządzą światem. Tak, zwierzęta, przyroda. Ona panuje nad nami. Teraz to my jak pandy w zoo siedzimy zamknięci, odizolowani od świata. Tak wygląda życie w klatce. Tak wygląda niewola. Teraz czujemy jak to jest, gdy ktoś lub coś odbiera nam wolność. W tym wypadku jest to mały zarażliwy patogen o ogromych możliwościach zakażania, osłabiania, a nawet wyniszczania ludzkich płuc. Wszystko zależy od tego, na kogo trafi. Jak silny organizm ma do pokonania. Najczęściej przegrywa z odpornością. Jednak pochłania mnóstwo ofiar wśró starszej populacji, także o słabszym immonosystemie, chorych przewlekle.
Mam dziś wolne i odpoczywam. Czuje się znakomicie. Pije napar z pomarańczy i cytryn, czasem zaglądam do ogródka, by sprawdzić co u królików. Mieszkanie wysprzątałam. Nigdy moje klamki i włączniki nie były bardziej błyszczące niż teraz. Codziennie je przecieram środkiem dezynfekującym. Dziś umyłam okna. Został mi tylko żyrandol.
Wczoraj pod koniec pracy kupiłam parę warzyw. Koleżanka załatwia nam od farmera piękne dorodne marchewki, pieczarki, ogórki, cebulę, ziemniaki. W supermarkecie takich nie dostanę. Jakoś inaczej patrzę na te warzywa. Tak, jakby mogło ich czasem zabraknąć. Ludzkie ścieżki są nieznane. Mam tu na myśli zatrudnienie w obecnej sytuacji. Wiele przedsiębiorstw będzie zmagać się z kryzysem. Czas pokaże, co dalej.
Jestem ciekawa jak bardzo świat ulegnie zmianie. Mam nadzieje, że po wszystkim zmieni się na lepsze.

Friday 20 March 2020

Podróż w czasie zarazy

Tak się złożyło, że na miejsce docelowe mojej podróży w czasie światowej pandemii Koronawirusa wybrałam Pragę. Nie był to mój świadomy wybór, aby wyruszyć do Pragi w okresie, gdy w Europie rozpoczęła swoje szaleństwo groźna zaraza. Tak po prostu wyszło. Tęsknota za wojażami. Wycieczkę do Pragi zarezerwowałam wcześniej, w lutym, gdy wydawać by się mogło, że jeszcze nie było przypadków zachorowań na Koronawirusa w Europie.


Do Pragi postanowiłam polecieć na trzy noce. Najpierw wylądowałam w Amsterdamie, a po godzinie wylatywałam juz do Pragi. Holenderska obsługa lotu KLM wydawała się bardzo przyjazna, uśmiechnięta i życzliwa.
Przygotowując się do wyjazdu, mając świadomość epidemii jaka zapanowała na kontynencie, postanowiłam zaopatrzyć się w żel do rąk i witaminę C. Wybrałam się więc do Asdy. Tam nie dość, że nie napotkałam na żaden żel dezynfecyjny do rąk, to jeszcze nawet zwykłego mydła nie było. Papier toaletowy również zniknął z półek.
Co tu robić? Udałam się do Tesco. Tam równie żelu brak.
Na szczęście udało mi się zdobyć w pracy chusteczki nasączone środkiem dezynfekującym. Spakowałam do torby, co trzeba i we wtorek, 10 marca wyruszyłam w podróż na kontynent.

Po przylocie z Amsterdamu, udałam się autobusem 119 do Nadrazi Veleslavin, czyli do końca biegu tej linii. Stamtąd na pieszo do hotelu. Było dość pochmurno, czasami padał deszcz. Odcinek drogi, jaki przeszłam wydał mi się znajomy. Wiele miejsc skojarzyło mi się z Rumią, Gdynią i okolicami. Jednym słowem, słowiański duch. Czułam się prawie jak w domu. Przypomniał mi się ukochany Budapeszt, do którego mam sentyment.
Po dotarciu do hotelu i otrzymaniu klucza do pokoju rozpakowałam torbę. Okazało się, że otrzymałam lepszy pokój niż spodziewałam się. Miałam bowiem zarezerwowany pokój z 'shared bathroom'. Tymczasem, mój pokój posiadał łazienkę. Pomyślałam, że to pewnie skutek odwołań rezerwacji. Trafił mi się przez to lepszy pokój. Trzecie piętro, widok na dość spory budynek szkoły. Pokój ciepły, przytulny. Odpoczęłam chwilkę i ruszyłam odkrywać Pragę. W recepcji poprosiłam o mapę miasta, bo akurat nie posiadałam żadnej. Z dostępnych była tylko jedna w języku rosyjskim, ale z opisami w języku czeskim, więc jak dla mnie w porządku.

Idąc wzdłuż rzeki Wełtawy dotarłam do Mostu Karola. Wcześniej rzuciłam okiem na zamek. Na moście turyści w kapturach, z parasolami. Pstryknęłam parę fotek. Chciałam udać się do biblioteki Klementinum, którą poleciła mi przyjaciółka, ale niestety została zamknięta. Na czas pandemii pozamykano wszystko, z wyjątkiem restauracji, kawiarni i hoteli. Miałam tylko szczęście, żę Pałac Lebkowicza był otwarty, a w  zasadzie galeria. Mogłam tam m.in. zobaczyć rękopis dzieł Bethoveena i obraz Petera Bruegel'a zatytułowany 'Sianokłosy'. Po zwiedzeniu galerii, udałąm się pałacowej kawiarenki. Była prawie pusta. Usiadąm przy oknie. Zamówiłam cappuccino i sok pomarańczowy. Zdezynfekowałam telefon, a następnie podłaczyłam go do ładowarki. Kurtkę miałam przemoczoną. Ładowarka wewnątrz torebki też była mokra, więc przed włożeniem jej do kontaktu, przetarłam ją o suche jeszcze ubranie. Czytałam posty na Twitterze, komentarze. Niekiedy śmiałam się na głos z tego, co tam ludzie zamieścili.
Zdezynfekowałam ręce, założyłam mokrą kurtkę, po czym udałam się do hotelu. Po drodze udałam się do pobliskiego sklepu po zakupy. Po powrocie do hotelu, mokrą kurtkę powiesiłam na krześle przy kaloryferze, wzięłam gorący prysznic, wypiłam szklankę soku pomarańczowego, zjadłam jedną pomarańczę, pograłam w grę i zasnęłam.
Każdego dnia w hotelu samotnie spożywałam śniadania. Podobnie osamotniona w podróży czułam się tylko w Grecji, gdzie z powodu rannej stopy, musiałam większość czasu spędzać w pokoju hotelowym.

Pobyt w Pradze spędziłam głównie spacerując na świeżym powietrzu i fotografując obiekty. To była chyba najbardziej rozsądna opcja. Drugi dzień mojego pobytu był bardzo deszczowy. Właściwie padało bez przerwy.
Trzeciego dnia wreszcie zaświeciło słońce. Mogłam w końcu zrobić jakieś sensowne zdjęcia.
W dniu, kiedy wracałam, będąc na międzylądowaniu na lotnisku w Amsterdamie, mój kolega, który sam był wówczas w Estonii, poinformował mnie, że zdążyłam na czas opuścić Czechy, bo ten kraj zamyka swoje granice. Miałam szczęście.

Po powrocie do Anglii zakupilam Ibuprom. Tak na wszelki wypadek. Następnego dnia poczułam, że zaczyna sie u mnie katar i trochę gryzie w gardle. Musiałam zrobić zakupy i coś mnie skusiło, aby jeszcze dokupić Paracetamol do picia. Dostałam jeden z trzech dostępnych na półce. Po powrocie z zakupów rozpoczęłam domową kwarantannę. Odseparowałam się od chłopaka. Od tamtego czasu minął tydzień, gdy jesteśmy w osobnych pokojach. Co noc śpi ze mną ( lub na mnie:-)) mój kot. Królik też codziennie jest w moim domu. Prawie wyleczyłam mu infekcję oka. Bez konsultacji weterynarza udało mi się pozbyć problemu. Może jeszcze dwa przemycia wyciągiem z rumianku i soli i oko powinno wrócić do zdrowia.

Moje przeziębienie trwało jakieś sześć dni. Nie miałam gorączki, ale czułam się osłabiona i nie miałam chęci do niczego. Możliwe, że zachorowałam z powodu przemoczonej kurtki, w której chodziłam po mieście, a może powodem mojego stanu zdrowia było czekanie na lotnisku w Amsterdamie, na którym poczułam w pewnym momencie zimno i pustkę.

Moi znajomi utknęli w Wietnamie i nie wiem jak długo tam pozostaną. Jestem z nimi w kontakcie.

W planach miałam polecieć na południe Francji, udać sie również do Berlina, Polski. Chciałam znowu polecieć do Budapesztu. Mam nadzieję, że ta pamdemia się skończy, że ludzie zostaną uzdrowieni. Mam nadzieję, że wspólnie pokonamy tego potwora i staniemy sie silniejsi.
Pragne wkrótce polecieć do Polski, na Węgry, do Niemiec. Praga juz zawsze będzie kojarzyć mi się z tą zarazą. Niemniej jednak wspomnienia przyjemne pozostaną. Szkoda też, że pogoda nie dopisała, ale zdjęcia i tak udały mi się. Są trochę ponure, ale taki efekt też lubię.

Wierzę, że będzie dobrze. Musi być dobrze.