Friday 20 March 2020

Podróż w czasie zarazy

Tak się złożyło, że na miejsce docelowe mojej podróży w czasie światowej pandemii Koronawirusa wybrałam Pragę. Nie był to mój świadomy wybór, aby wyruszyć do Pragi w okresie, gdy w Europie rozpoczęła swoje szaleństwo groźna zaraza. Tak po prostu wyszło. Tęsknota za wojażami. Wycieczkę do Pragi zarezerwowałam wcześniej, w lutym, gdy wydawać by się mogło, że jeszcze nie było przypadków zachorowań na Koronawirusa w Europie.


Do Pragi postanowiłam polecieć na trzy noce. Najpierw wylądowałam w Amsterdamie, a po godzinie wylatywałam juz do Pragi. Holenderska obsługa lotu KLM wydawała się bardzo przyjazna, uśmiechnięta i życzliwa.
Przygotowując się do wyjazdu, mając świadomość epidemii jaka zapanowała na kontynencie, postanowiłam zaopatrzyć się w żel do rąk i witaminę C. Wybrałam się więc do Asdy. Tam nie dość, że nie napotkałam na żaden żel dezynfecyjny do rąk, to jeszcze nawet zwykłego mydła nie było. Papier toaletowy również zniknął z półek.
Co tu robić? Udałam się do Tesco. Tam równie żelu brak.
Na szczęście udało mi się zdobyć w pracy chusteczki nasączone środkiem dezynfekującym. Spakowałam do torby, co trzeba i we wtorek, 10 marca wyruszyłam w podróż na kontynent.

Po przylocie z Amsterdamu, udałam się autobusem 119 do Nadrazi Veleslavin, czyli do końca biegu tej linii. Stamtąd na pieszo do hotelu. Było dość pochmurno, czasami padał deszcz. Odcinek drogi, jaki przeszłam wydał mi się znajomy. Wiele miejsc skojarzyło mi się z Rumią, Gdynią i okolicami. Jednym słowem, słowiański duch. Czułam się prawie jak w domu. Przypomniał mi się ukochany Budapeszt, do którego mam sentyment.
Po dotarciu do hotelu i otrzymaniu klucza do pokoju rozpakowałam torbę. Okazało się, że otrzymałam lepszy pokój niż spodziewałam się. Miałam bowiem zarezerwowany pokój z 'shared bathroom'. Tymczasem, mój pokój posiadał łazienkę. Pomyślałam, że to pewnie skutek odwołań rezerwacji. Trafił mi się przez to lepszy pokój. Trzecie piętro, widok na dość spory budynek szkoły. Pokój ciepły, przytulny. Odpoczęłam chwilkę i ruszyłam odkrywać Pragę. W recepcji poprosiłam o mapę miasta, bo akurat nie posiadałam żadnej. Z dostępnych była tylko jedna w języku rosyjskim, ale z opisami w języku czeskim, więc jak dla mnie w porządku.

Idąc wzdłuż rzeki Wełtawy dotarłam do Mostu Karola. Wcześniej rzuciłam okiem na zamek. Na moście turyści w kapturach, z parasolami. Pstryknęłam parę fotek. Chciałam udać się do biblioteki Klementinum, którą poleciła mi przyjaciółka, ale niestety została zamknięta. Na czas pandemii pozamykano wszystko, z wyjątkiem restauracji, kawiarni i hoteli. Miałam tylko szczęście, żę Pałac Lebkowicza był otwarty, a w  zasadzie galeria. Mogłam tam m.in. zobaczyć rękopis dzieł Bethoveena i obraz Petera Bruegel'a zatytułowany 'Sianokłosy'. Po zwiedzeniu galerii, udałąm się pałacowej kawiarenki. Była prawie pusta. Usiadąm przy oknie. Zamówiłam cappuccino i sok pomarańczowy. Zdezynfekowałam telefon, a następnie podłaczyłam go do ładowarki. Kurtkę miałam przemoczoną. Ładowarka wewnątrz torebki też była mokra, więc przed włożeniem jej do kontaktu, przetarłam ją o suche jeszcze ubranie. Czytałam posty na Twitterze, komentarze. Niekiedy śmiałam się na głos z tego, co tam ludzie zamieścili.
Zdezynfekowałam ręce, założyłam mokrą kurtkę, po czym udałam się do hotelu. Po drodze udałam się do pobliskiego sklepu po zakupy. Po powrocie do hotelu, mokrą kurtkę powiesiłam na krześle przy kaloryferze, wzięłam gorący prysznic, wypiłam szklankę soku pomarańczowego, zjadłam jedną pomarańczę, pograłam w grę i zasnęłam.
Każdego dnia w hotelu samotnie spożywałam śniadania. Podobnie osamotniona w podróży czułam się tylko w Grecji, gdzie z powodu rannej stopy, musiałam większość czasu spędzać w pokoju hotelowym.

Pobyt w Pradze spędziłam głównie spacerując na świeżym powietrzu i fotografując obiekty. To była chyba najbardziej rozsądna opcja. Drugi dzień mojego pobytu był bardzo deszczowy. Właściwie padało bez przerwy.
Trzeciego dnia wreszcie zaświeciło słońce. Mogłam w końcu zrobić jakieś sensowne zdjęcia.
W dniu, kiedy wracałam, będąc na międzylądowaniu na lotnisku w Amsterdamie, mój kolega, który sam był wówczas w Estonii, poinformował mnie, że zdążyłam na czas opuścić Czechy, bo ten kraj zamyka swoje granice. Miałam szczęście.

Po powrocie do Anglii zakupilam Ibuprom. Tak na wszelki wypadek. Następnego dnia poczułam, że zaczyna sie u mnie katar i trochę gryzie w gardle. Musiałam zrobić zakupy i coś mnie skusiło, aby jeszcze dokupić Paracetamol do picia. Dostałam jeden z trzech dostępnych na półce. Po powrocie z zakupów rozpoczęłam domową kwarantannę. Odseparowałam się od chłopaka. Od tamtego czasu minął tydzień, gdy jesteśmy w osobnych pokojach. Co noc śpi ze mną ( lub na mnie:-)) mój kot. Królik też codziennie jest w moim domu. Prawie wyleczyłam mu infekcję oka. Bez konsultacji weterynarza udało mi się pozbyć problemu. Może jeszcze dwa przemycia wyciągiem z rumianku i soli i oko powinno wrócić do zdrowia.

Moje przeziębienie trwało jakieś sześć dni. Nie miałam gorączki, ale czułam się osłabiona i nie miałam chęci do niczego. Możliwe, że zachorowałam z powodu przemoczonej kurtki, w której chodziłam po mieście, a może powodem mojego stanu zdrowia było czekanie na lotnisku w Amsterdamie, na którym poczułam w pewnym momencie zimno i pustkę.

Moi znajomi utknęli w Wietnamie i nie wiem jak długo tam pozostaną. Jestem z nimi w kontakcie.

W planach miałam polecieć na południe Francji, udać sie również do Berlina, Polski. Chciałam znowu polecieć do Budapesztu. Mam nadzieję, że ta pamdemia się skończy, że ludzie zostaną uzdrowieni. Mam nadzieję, że wspólnie pokonamy tego potwora i staniemy sie silniejsi.
Pragne wkrótce polecieć do Polski, na Węgry, do Niemiec. Praga juz zawsze będzie kojarzyć mi się z tą zarazą. Niemniej jednak wspomnienia przyjemne pozostaną. Szkoda też, że pogoda nie dopisała, ale zdjęcia i tak udały mi się. Są trochę ponure, ale taki efekt też lubię.

Wierzę, że będzie dobrze. Musi być dobrze.



Thursday 19 March 2020

Spooky Prague












































Wednesday 4 March 2020

W objęciach depresji



To tak, jakbyś kroczył przez mroczną dolinę, a z doliny tej udał się do ciemnego lasu pełnego gęstych i ponurych drzew. Nie możesz doświadczyć w nim śpiewu ptaków, gdyż ogarnęła cię głuchota. Światła też nie jesteś w stanie spostrzeć, gdyż ogarnęła cię ślepota. W swoim wnętrzu słyszysz tylko płacz i widzisz siebie we łzach.
W tym lesie szukasz nadziei, a twoje myśli są bez reszty skupione na wyjściu z tej upiornej sytuacji. Czasami potykasz się o gałąź i upadasz. Leżysz tak przez kilka godzin i choć chcesz, nie potrafisz podnieść się. Chcesz pić, ale nie masz siły sięgnąć po szklankę. Czujesz głód, ale nie masz ochoty gotować, nawet wyjąć kromki chleba z kredensu. Cały czas tkwisz w tym ciemnym, ponurym lesie. Błądzisz, szukasz wyjścia. Nie jesteś w stanie znaleźć w nim bratniej duszy. Chcesz uciec, schować się przed światem. Nie masz dokąd pójść. Przed tobą las. Za tobą las...
Panie i Panowie, przed Państwem DEPRESJA.

Przypomina to trochę scenę z filmu. Kamera uchwyciłaby to mniej więcej w ten sposób. Taką atmosferę tworzy się według ustalonego scenariusza. Ma ona na celu wprawić widza w stan przygnębienia, niepokoju, a nawet przerażenia. W kinie lubimy się bać siedząc wygodnie obok bliskiej nam osoby, jedząc przy tym popcorn i popijając colę. Jednak to, co opisałam na poczatku, nie jest filmem, tylko stanem duszy człowieka pogrążonego w depresji.

Gdy człowiek nie ma celu, zastanawia się, co ma robić ze swoim życiem. Czasami brakuje mu poczucia spełnienia. Innym razem, do tej dramatycznej kondycji doprowadza człowieka śmierć bliskiej osoby, czy rozstanie. Bywa, że trudna sytuacja rodzinna, czy finansowa mogą być przyczyną depresji.
Zrozumieć depresję jest trudno. Jeśli ktoś wcześniej nie doświadczył tego stanu, trudno jest mu nawet wyobrazić sobie, przez co przechodzi chora osoba.
Bardzo ważna jest obserwacja i słuchanie tego, co mówi. Depresja jest bardzo podstępną chorobą. Czasami trudno jest nam stwierdzic jednoznacznie, że ktoś może na nia cierpieć. Znane są przypadki osób, które przebywajac w towarzystwie nie zdradzają żadnych szczególnych znaków, że coś im dolega, aż do czasu, gdy któregoś razu dowiadujemy sie, że nasz kolega, przyjaciel, czy znajomy zginął rzucając się pod nadjeżdżajacy pociąg. To jest akurat skrajny przykład głębokiej depresji.

Codziennie ktoś na świecie popełnia samobójstwo. Szacuje się, że każdy z nas jest potencjalnie narażony na zachorowanie na tę chorobę, dlatego ważne jest, abyśmy umieli rozpoznawać symptomy i przeciwdziałać rozwojowi tej choroby.
Depresję można wyleczyć. W tym celu stosuje sie terapie zajęciowe, lekarstwa oraz inne metody. Mnie osobiście pomaga sztuka i nauka języków obcych oraz podróżowanie. Maluję, piszę opowiadanie, fotografuję dla potrzeb blogowania. Niedawno rozpoczęłam samodzielna naukę gry na pianinie. Gra komputerowa także przenosi mnie w inny świat i pomaga zrelaksować się. Ważne, aby mieć w życiu cel i być w tym celu progresywnym. Chcemy przecież przeżyć życie jak najlepiej.

Są przypadki ciężkiej depresji, które wymagają hospitalizacji. Nie wystarczy tylko podać leki i zostawić osobę samą ze sobą, ale trzeba ją otoczyć fachowa opieką, zachęcić do rozmowy lub jakiejkolwiek formy aktywności. Bardzo pozytywną formą leczenia jest terapia sztuką, o której już kiedyś pisałam (podaję link: https://katanaxa.blogspot.com/2020/02/terapeutyczne-wasciwosci-sztuki.html ).

Jak to się dzieje, że organizm zapada na depresję? Jest to wynikiem zaburzeń lub niedoboru wytwarzania serotoniny w mózgu, dlatego wszelka forma aktywności (także fizycznej), która sprawia nam przyjemność, pobudza produkcję i wydzielanie serotoniny. Z kolei stres i brak aktywności przyczynia się do zaburzeń wydzielania serotoniny.

Bywa, że ktoś postawił sobie w życiu cel: chęć dokonania czegoś wyjątkowego, odniesienie sukcesu, wysokiego wykształcenia, rozwinięcia ambitnej i satysfakcjonującej kariery, znalezienie wymarzonego partnera, ale z jakiegoś powodu nie jest w stanie tego dokonać. Rodzi się poczucie niedowartościowania, zawodu, niespełnienia.

Inna przyczyną zapadania na depresję są czasy, w których żyjemy. Żyjemy szybko, a codziennie nasz mózg i zmysły bombardowane sa tysiącami informacji, za którymi nie jesteśmy w stanie nadążyć. Stworzyliśmy sobie wysoko rozwiniętą technologię, dzięki której informacja dociera do nas z ogromna szybkościa. Podróżujemy również z zawrotną prędkością. Wrażenia, jakie odbiera nasz mózg są potężna dawką informacji, z którą trudno jest funkcjonować bez negatywnych skutków. Nasza cywilizacja odniosła ogromny sukces. Ludzkość dokonała ogromnego postępu, ale niestety to sprawia, że za to ponosi także koszty. Stajemy się ofiarami własnego sukcesu. Minie za pewne jeszcze trochę czasu, zanim dokona się w nas przemiana, czy też ewolucja, która pozwoli na dostosowanie naszego organizmu do funkcjonowania współczesnego świata. Póki co, róbmy wszysto, aby po prostu 'nie postradać zmysłów'. Tego sobie i światu życzę.

Twitter: rubi1605
Instagram: madamekatarina9

Friday 28 February 2020

My cream from Caudalie


I have a special approach when it comes to choose a cream or fragrance. I have looked through as many creams as I could. I do not use one specific cream all the time as I heard that your skin may get addicted to it, therefore I have a list of few creams that I use optionally.


I have used products made by Caudalie more than five years ago. I really like their ingredients and specific scent of grape. Once, I have also used a travel kit provided by the company.
What I value about the products I have recently purchased, is a good content of ingredients including Hyaluronic acid. I pay close attention to important ingredients and also avoid harmful ones. This is the one criteria of my choice. The other one is consistence of the product. I like gel form of cream, easy application and instantly absorption by my skin.
At last, I follow the scent. Especially I like the scent of fresh cucumber or grape. I do not like harsh chemical fragrances of cheap drug store creams. My skin would become irritated.


Couple days ago, when I was considering buying a facial cream, I focused on two brands only. I visited L'Occitane en Provence brand store to explore and test some new products. I love L'Occitane for the good content of ingredients, texture of the creams and their scent, which is fully natural. After that, I went to Jarrold and took a close glance at Caudalie assortment.
I took me a while to make a decision. Finally, I decided, that this time I would choose Caudalie.
Today, I can truly say, that I am very satisfied with my choice. I can see a visible improvement of my skin, which surprised me! It reduces fine lines after first application! It is incredible!

First, I apply serum (Vinosource), then I wait a couple of minutes and after that, I apply a cream (Resveratrol). My skin is so nice in touch and smells so fresh.
The price was good as well for the quality of product!
If you looking for a good cream and can spend around 40£, this is probably a good brand to start from.
Remember, if it comes to the choice of cream, you need to be demanding and you cannot save money on your facial cream! 
Links to the products below:



Twitter: rubi1605
Instagram: madamekatarina9

Thursday 27 February 2020

Moja walka z uzależnieniem od gier komputerowych


Uzależnienia od technologii są dość niepokojącą sprawą. Młodym ludziom wydaje się, że za pomocą gier komputerowych można świetnie spędzić czas odrywając się od zwykłej szarej rzeczywistości. Codzienność może bywać rutynowa, nudna, niekiedy pozbawiana ciekawych planów, czy zajęć. Czasami bywa też tak, że borykamy się z jakiś problemem i chcąc zapomnieć o jego istnieniu, uciekamy w wirtualny świat, który samodzielnie kreujemy i co więcej jesteśmy w stanie go kontrolować, a nawet sterować. Wydaje się nam, że jest idealnie dopasowany do naszych potrzeb. Innym razem, po prostu nie chce nam się wychodzić z domu, spotykać z ludźmi, może pogoda nie sprzyja spacerom. Wolimy zostać w domu. Siadamy przed Play Station, czy laptopem, klikamy przycisk i po chwili przenosimy się w inny świat. I tak z minuty na minutę, godziny na godzinę zatracamy się w innym wymiarze. Nasze zmysły pochłonięte są przez cybersferę, od której trudno się oderwać.

Dwanaście lat temu, po raz pierwszy zasmakowałam wirtualnego świata gry, która została zainstalowana na moim komputerze przez przyjaciela mojego ówczesnego chłopaka, który od czasu do czasu lubił pograć sobie w nią. Była to gra Heroes V. Pewnego dnia, z ciekawości otworzyłam tę grę. Spodobała mi się grafika, bohaterowie i muzyka. Jednym słowem - wszystko! Do gry z chęcią wracałam po śniadaniu i tak grałam aż do pory obiadowej. Pokonywałam kolejne szczeble, gromadziłam coraz silniejszą armię, odkrywałam nieznane krainy. Czułam się usatysfakcjonowana tym, że świetnie mi szło. Z czasem trudno było mi przerwać grę, by udać się na obiad. Zauważyłam, że po długich godzinach spędzonych przed monitorem komputera mój kark drętwiał, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Czułam mrowienie i spięcie w kręgach szyjnych. Z czasem towarzyszyło temu również zmęczenie. Jednak to nie powstrzymywało mnie przed kontynuowaniem gry. Ten nowy świat tak bardzo mi się spodobał, że chętnie do niego wracałam. Szkoda tylko, że na tak długo. W słoneczne ciepłe dni zamiast spędzać czas na zewnątrz, pojechać rowerem nad morze, czy do lasu, wybierałam grę. Grałabym dłużej gdyby nie fakt, że nie mogłam w żaden sposób przejść ostatniego etapu gry. Nawet mój kuzyn, którego poprosiłam o pomoc, nie był w stanie tego dokonać. Oboje nie wiedzieliśmy, co robić. Z chłopakiem rozstałam się kilka miesięcy wcześniej, więc nie było sensu prosić go o pomoc. Z wielkim żalem byłam zmuszona rzucić te grę.

Parę lat później, za sprawą przyjaciółki odkryłam grę SIMS. Zainstalowałam sobie wiersję średniowieczną, gdyż była ona dostępna jako wersja limitowana. Była całkiem w porządku, ale zabrakło mi pamięci na laptopie, więc nie mogłam dalej grać. Jaka szkoda...Nie uważam, żebym była uzależniona od niej. Jakie szczęście, co nie?


Cztery lata temu znalazłam sobie inną grę, tym razem na iPadzie. Od dziecka jestem zafascynowana zamkami, czasem monarchii, księżniczek i rycerzy. Uwielbiam średniowieczne filmy, seriale, modę. Postanowiłam znaleźć grę, która pozwoli mi przenieść się do tamtych czasów, zbudować zamek, zgromadzić armię, przeobrazić się monarchę. Wybrałam "Clash of Queens". Po tygodniu grania byłam już zaabsorbowana do tego stopnia, że mój chłopak zaczął narzekać, że ciągle siedzę w tej grze i nie mam dla niego czasu. Rzeczy, które dotychczas robiłam przestały mnie interesować. Gra pochłonęła mnie bez reszty. Co więcej, zaczęłam spędzać na nią pieniądze. Ta gra różniła sie od innych tym, że podczas mojej niebecnosci, inni gracze mogli zaatakować mój zamek, zabić moje wojsko i zniszczyć to, co do tej pory osiagnęłam. Musiałam zatem zawsze pamietać o ochronie (tarcza ochronna), która zapewniała mojemu zamkowi nietykalność przez osiem, dwadzieścia cztery godziny lub trzy dni. Czasami można było zapomnieć o tym, że czas ochrony zamku sie skończył...
Pamiętam jak pewnego razu wróciłam do domu z czternastogodzinnego dyżuru. Otworzyłam grę i doznałam szoku! Mój zamek został zaatakowany przez jednego 'wściekłego' gracza ze sto razy! Cała armia została zgładzona, mury zniszczone! Byłam w rozpaczy. Stres i złość towarzyszyła mi przez kilka kolejnych dni... Wtedy tez zaczęłam kupować dodatki do gry, by szybciej wzmocnić zamek, rozwinąć i udoskonalić go. Traciłam już nie tylko czas, energię, ale i pieniądze.
Przy okazji odkryłam, że są ludzie, którzy spędzają cały dzień i znaczną część nocy grając w tę grę. Można było to wywnioskować po aktywności. Np. raporty z ataków na zamek pokazują godzię inwazji na nasz zamek. Można było z łatwościa zaobserwować, że ten sam gracz atakował nasz zamek o różnych porach dnia i nocy. To powodowało frustrację, stres. Część graczy wydawała bardzo dużo pieniędzy na grę i dzięki temu mogli pokonać słabszych graczy. Ten fakt rodził poczucie niesprawiedliwości, bowiem było wielu bystrych i doświadczonych graczy, którzy świetnie radzili sobie ze strategią w grze, jednak nie byli wstanie rozwinąć się tak szybko jaki ci, którzy rozwijali się dzięki finasowej kontrybucji. Moja przyjaciółka zdradziła mi kiedyś, że grając w te samą lub podobną grę co ja, nastawiała budzik w nocy na określoną godzinę, specjalnie w celu zalogowania się do gry, by móc wysłać swoje wojsko z zamku, aby w razie ataku na jej zamek nikt z jej żołnierzy nie zginął! Mogę sobie wyobrazić, że takich graczy jak ona jest mnóstwo.


Oczywiście, gry komputerowe mają swoje zalety. Można poznać i korespondować z ludźmi z całego świata. Gry często mają tłumaczenie, więc podczas grania bez problemu można się komunikować w różnych językach. W ten sposob poznałam wspaniałych ludzi z Indii, Filipin.
Mój chłopak opowiedział mi niedawno o dwóch graczach: Amerykanin i Brytyjczyk, którzy grali sobie we wspólną grę. Jeden z nich cierpiał na epilepsję i gdy podczas grania doznał ataku, ten drugi zorientował się i z USA wezwał pogotowie w Birmingham. Chłopakowi udzielono pomocy.

Gry komputerowe moga posiadac także negatywny wpływ na naszą psychikę. Parę lat temu w Polsce, młody ojciec skatował własne dziecko, gdyż przeszkadzało mu podczas grania.
Mój kolega z pracy opowiedział mi kiedyś o przypadku, gdy dwóch sąsiadów grało w tę samą grę polegającą na wykreowaniu sobie kobiety, czy tez innej istoty ludzkiej, którą można traktować jak towarzysza. Po pewny czasie, jeden z mężczyzn zorientował się, że jego sąsiad 'ukradł' mu kobietę, która sobie 'stworzył'. Wstał z fotela i udał się do sąsiada, po czym zabił go.

Znam przypadki rodziców zabraniających swoim dzieciom gier komputerowych. Jeden z moich ulubionych aktorów w jednym z wywiadow wspomniał o tym, że jego matka nie pozwalała mu grać w gry. Znalazł więc sobie alternatywę w postaci jazdy konnej i zabawy z kuzynką w kręcenie amatorskich filmów. Miał kamerę i wspólnie wymyślali sceny i nagrywali. Po jego wypowiedziach można z łatwością stwierdzić, że facet stąpa mocno po ziemi i bardzo ceni sobie wartości takie jak rodzina i przyjaciele. Biegle mówi w trzech językach i jest szalenie pracowity.


Obecnie gram w grę Emire, które jest oparte na budowie i rozwoju zamku, armii, wojnie. Jednak tym razem, staram się logować na krótko (mniej więcej raz na 2 godziny po 15 minut), zrobić w grze to, co jest do zrobienia i wylogować się. Dla bardziej wymagającej gry, można logować się częściej, ale mieć przy sobie alternatywę, która pomoże nam sie oderwać. Np. pisząc ten post, moja gra jest cały czas 'otwarta', jednak 'zaglądam' do niej na minutkę, po czym wracam do głównego zajęcia. Aby ułatwić sobie to 'wyzwanie', jakim jest w moim przypadku oderwanie się od gry, wyznaczam sobie inne dzienne zadania. Tworzę tego bloga, więc mam określone zadania do spełnienia, np. zrobienie zdjęć do artykułu, wymyślenie tematu, czy wreszcie napisanie artykułu. Poza tym czytam i uczę się języków obcych, maluję obrazy, piszę opowiadanie, które wymaga jeszcze dopracowania. Mam świadomość, że gra pochłania mi za dużo czasu. Jest to czas, który mogę spędzić z większym pożytkiem dla siebie i innych. W mojej grze, w grupie w której jestem, sa inni gracze, głównie Polacy i Turcy. Tworzymy przy tym jedną rodzinę. Komunikujemy się, wspieramy i poznajemy. To jest z pewnościa duża zaleta gry. Oprócz tego, gra daje możliwości komunikowania się ze wszystkimi graczami z danego królestwa, więc poznać można ludzi z całego świata.
Gdy mieszka się za granicą i nie ma styczności z rodakami zbyt często, tęskni sie za kontaktem, poznaniem nowych ludzi z Polski. Gra mi w tym pomaga.

Tak jak wspomniałam, ma swoją strategię, która ma mnie chronić przed szkodliwym wpływem uzależnienia od gry. Dzieląc się moim doświadczeniem może komuś pomogę.
Wchodząc w świat gier komputerowych trzeba być przygotowanym na to, że będą nas wciagać. Są pięknie skonstruowane, oprawione przepiękną grafiką, dźwiękiem i możliwościami. Dają nam poczucie satysfakcji z dokonanych wyników. Mało kto myśli o tym, że moga być złodzijem naszego cennego czasu, sprawiać, że będziemy zaniedbywać naszą rodzinę, znajomych, naukę, zdrowie, dietę, czy nawet higienę.
To nie jest tak, że w ogóle nie mamy grać, ale podejmując sie tej czynności należy być świadomym konsekwencji i starać się nim przciwdziałać. Trzeba być przy tym konsekentnym i czasem surowym wobec siebie. Z czasem wejdzie nam to w nawyk i będziemy w sposób rozsadny korzystać z tej formy rozrywki przed komputerem.

Fotografie zamieszczone w powyższym artykule pochodzą z gry 'Empire'.

Twitter: rubi1605
Instagram: madamekatarina9