Sunday 4 October 2020

In the land of castles and dragons...

 


I heard in past that Principality of Wales is a very beautiful place to go to. It was on my 'places to see list'. Especially, after visiting Scotland in 2011, I decided to go to Wales one day, but there was always something else on the way to see. I was told about pretty hills and mountains, lakes and rivers, but I did not expect such a charming creation of impressing details of them all. 
This piece of earth is astonishing due to the fact, that nature itself is absolutely the most incredible and powerful attraction. It is so hypnotising and charming that you may wish to remain here forever. 
If you love sea, mountains, forests, rivers, waterfalls, castles...this is definitely the place, I strongly recommend to you to visit.
As I am a huge fan of historical buildings, I found here a significant amount of castles, that I was able to photograph. 

















Tuesday 25 August 2020

Była tęsknota za lasem...

 



Tęskno mi Panie do lasu było,

więc czym prędzej do niego przybyłam

i jak dziecko poznawałam na nowo,

krok po kroku, jego piękno znów odkrywałam.


Tęskno mi było do lasu, Panie,

gdzie ptaki przecudnie śpiewają na powitanie,

a leśna droga prowadzi na łąkę,

na której jeleń wychodzi na spotkanie.


Tęskno mi Panie za szumem drzew,

jak usypianiem śpiewem dziecka w kołysce,

wonią lasu tak orzeźwiającej i czystej,

budzącej zmysły niczym śpiącego ze snu.


Pisząc te krótkie i proste wyznanie,

łzy po policzkach spływają, Panie,

bo tęsknota za lasem ogromna była,

gdy przez moment Świat wydawał się zły.


Wielka zatem uciecha z wyprawy do lasu,

radość również, bo przybyło czasu,

Świat się zatrzymał przez chwilę, Panie,

co złe niech omija, a dobre zostanie.





Saturday 22 August 2020

Cena, jaką przyszło nam płacić za kwarantannę...


Rok temu o tej porze przemierzałam Europę w celu odkrywania nowych miejsc, doświadczania wrażeń, poznania ludzi, posmakowania potraw lokalnych kuchni, spotkania z przygodą. 
Pół roku później:
Telefony po północy od zaniepokojonej przyjaciółki trwające dwie godziny, odizolowanie od partnera, maseczki zamówione z Chin lężące na półce i czekające 'w gotowości' do użytku, kilka butelek żelu sanitarnego do rąk pod stolikiem do kawy, poczucie osamotnienia, wyobcowania, restrykcje dotyczące podróży, zwiedzania, zakaz wstępu do lasu i na plażę. Nie można podać dłoni, otoczyć ramieniem drugiego człowieka. Pozostał mi tylko ogród, obcowanie ze sztuką i pisanie. Tylko tyle. Jednak dla mnie to znaczyło cały świat. Jedyny, który mi pozostał. Nie mogę narzekać na zupełną samotność, bo przecież mam też czworonożnych, pluszowych towarzyszy. Jednak to dziwne poczucie, że 'coś jest nie tak' tam na zewnątrz mojego małego świata, cały czas ukazywało niepokojący obraz w mojej świadomości. 

Moja przyjaciółka męczyła się z ropiejącym, bolącym zębem nadającym się już tylko do usunięcia. Stomatolog wypisał receptę na antybiotyk i kazał czekać... Dodam tylko, że infekcja zęba może przyczynić się do ogólnego zakażenia i zgonu...

Koleżanka z pracy opowiada mi któregoś dnia: 

Brat jej byłego męża popełnił samobójstwo. Był to człowiek niezwykle towarzyski, wesoły. Często wychodził do pubu, spotykał się z ludźmi. Nagle pandemia wywróciła jego życie do góry nogami. Przestał wychodzić z domu, ponieważ najzwyczajniej nie mógł go opuścić. Izolacja sprawiła, że pozostał więźniem we wlasnym mieszkaniu. Nie potrafił dostosować się do nowej sytuacji i postanowił zakończyć swój żywot... 

Przyjaciółka w rozmowie telefonicznej opowiada: 

- Znasz Danielle?

- Znam. Pracowała z nami kiedyś, a co?

- Zamieściła video na Facebooku, na którym strasznie zapłakana wyznała, że jest w ciąży. Z polecenia rządu była zmuszona tymczasowo zamknąć swój zakład kosmtyczny. Decyzja zapadła z dnia na dzień. Tego ranka, klienci stali pod drzwiami jej gabinetu. Odesłąła ich. Nie miała innego wyjścia. Żaliła się, że teraz nie ma pieniędzy na rachunki, na jedzenie brakuje. Dostała w prawdzie jakąś zapomogę od rządu, ale musiała przeznaczyć te pieniądze na wypłaty dla pracowników, czynsz. Wyznała, że jej ta ciąża już nie cieszy. A jeszcze do niedawna była uradowana. Dziewczyna ma jakieś 24 lata...

Poznałam niedawno inną młodą kobietę. Ta z kolei jeszcze przed kwarantanną rozstała się z chłopakiem. Nie miała okazaji nikogo poznać z uwagi na izolację. Czuje się samotna...

Ile jest jeszcze takich przypadków na świecie?

Jakie są skutki kilkumiesięcznej kwarantanny? 

Już odpowiadam: Wzrost zachorowalności na depresję, pogorszenie samopoczucia u ludzi z problemami mentalnymi (wiem, bo mam okazję pracować na oddziale psychiatrycznym), zwiększona liczba samobójstw i prób samobójczych, rozstania, wzrost aktów przemocy wśród domowników, wyraźny przyrost ludzi zmagających się z nadwagą (widzę to także wśród moich znajomych), wzrost zachorowań na cukrzycę, nadciśnienie... Dodam, że w przypadku koranavirusa nadwaga i cukrzyca są swoistym czynnikiem zwiększającym ryzyko zachorowania i śmierci. Rząd brytyjski ostatnio głowi się nad tym, jak pomóc swoim obywatelom wrócić do 'wagi sprzed kwarantanny'. Powstał nawet specjalnie opracowany program w porozumieniu z Ministerstwem Zdrowia i Narodową Służbą Zdrowia (NHS). Ile to będzie kosztować podatników? 

Pacjenci leczący się na nowotwory byli w dużej mierze zmuszeni przełożyć swoje leczenie na czas kwarantanny. Rodzicom z gorączkującymi niemowlętami odmawiano wizyt. Broń tylko Panie Boże, aby w przypadku któregoś wystąpiła sepsa, czy zapalenie płuc...

Na ulicach, w sklepach ludzie omijają się szerokim łukiem... 

Kilka tygodni temu byłam w drogerii Boots. Weszłam między dwa regały z szamponami. Pewien mężczyzna miał już skręcić w moją stronę, aby wejść w tę sam sektor, ale widząc, że tam 'stacjonuję', wycofał się i poszedł dalej. Dziwnie się poczułam, ale po mału zaczynam przyzwyczajać się...

Zadaję sobie pytanie: Komu ta kwarantanna rzeczywiście pomogła? Zaszkodziła wielu.

Czas, aby ktoś wreszcie dokonał bilansu zysków i strat. Ile ludzi uratowano, a ile stracono? Nie mam tu na myśli Covid-u, a inne potworne dolegliwości, które sa następstwem utraty pracy, braku pieniędzy, depresji, rozstań, rozwodów, samobójstw...Jeśli podsumujemy to wszystko, może się okazać, że kwarantanna poczyniła więcej szkód z konsekwencjami na bliższą lub dalszą przyszłość niż brak jej wprowadzenia. Warto, aby to rozważyć zanim ponownie, ktoś, kiedyś, znowu wpadnie na ten pomysł. 

Jakie są skutki kwarantanny dla naszej gospodarki?

Młodzi ludzie, którzy jak się okazuje byli najmniej narażeni na zachorowanie, zostali również zmuszeni do izolacji. Podatnicy, od których zależą emerytury, renty, wszelkiego rodzaju świadczenia zostali w dużej mierze odcięci od możliwości finansowania, wpływu na rozwój gospodarczy po przez swoją pracę i płacenie podatków. W takim kraju jak Polska, gdzie jest niż demograficzny, brakuje rąk do pracy, a imigranci zarobkowi są traktowani jak nieproszeni goście to się może odbić szerokim łukiem na stanie gospodarki. Co więcej, obecnie jest spory problem związany z przylotem do Polski. Do niedawna próbowałam zarezerwować bilet lotniczy do Polski, zobaczyć sie z rodziną. Niestety wprowadzono przesadne ograniczenia. Lot do Gdańska miał odbyć się przez Warszawę, a samo lądowanie miałoby miejsce po północy. Do tego zaznaczono, że tylko obywatele polscy i ich partnerzy (małożonkowie) maja wstęp do kraju. Ceny biletów o 200% wyższe niż zwykle, a najbardziej preferowanym i dostępnym przewoźnikiem okazał się być LOT. Tak ograniczona turystyka zewnętrzna odbije się niebanalnie na PKB. 

Kolejna istotna kwestia to noszenie tych beznadziejnych maseczek. Gdy ich nie było, chodziły pogłoski, (głównie opinie specjalistów), że maseczki nie chronia przed wirusem, zatem nie są potrzebne. Teraz, gdy są dostępne, zaleca się, a nawet nakazuje ich noszenie, nawet na świeżym powietrzu. Pytam się: Gdzie tu jest logika? Z tego, co mi wiadomo, to promieniowanie UV uszkadzają struktury DNA/RNA wirusów, co sprawia, że stają się niegroźne dla człowieka. Mamy przecież pełnię lata, upały trzydziestostopniowe. W dodatku proszę sobie zadać pytanie, jakie jest stężenie wirua w powietrzu w porównaniu do stężenia w zamkniętym pomieszczeniu, krytym dachem. Jakieś wnioski? 

I na koniec jeszcze przyczepię się do nieszczęsnej demokracji. Jakim prawem w krajach demokratycznych narzuca się społeczeńswtu pod groźbą kary i bez uprzedniego wprowadzenia stanu wyjątkowego nakaz kwarantanny? Jeśli chodzi o Chińską Republikę Ludową, czy Rosję to jest to uzasadnione tamtejszą polityką, reżimem. Natomiast w państwach demokratycznych można co najwyżej ZALECIĆ, zasugerować, czy też poradzić taką strategię zapobiegawczą czy ochronną dla obywateli. Nie daliśmy bowiem prawa i władzy naszym rządom, aby ten mógł NAKAZAĆ wszystkim obywatelom kwarantannę, a co za tym idzie postawić człowieka w świetle ryzyka utraty pracy, a w konsekwencji narażenia na wszelkie skutki z tym związane. Demokracja nie zezwala na taką opcję, chyba że uprzednio wprowadzony jest stan wyjątkowy z uwagi na jakieś nagłe i niepożądane wydarzenie, które może stanowić zagrożenie dla ogółu, np. kataklizm, czy groźba rozpoczęcia konfliktu zbrojnego. 

Mam nadzieję, że rządzący wezmą sobie mocno do serca skutki tej kwarantanny. One odbiją się szerokim echem jeszcze na długo. Warto zastanowić się nad bilansem zysków i strat, zanim następnym razem dojdzie do podobnego zdarzenia, czego sobie i Wam z całej swojej mocy nie życzę.


Tuesday 11 August 2020

A gdyby tak powrócić do monarchii w Polsce...

 

Od wielu lat obserwuję poczynania polskiej i zagranicznej sceny politycznej oraz owoce jakie dostarcza nam dzisiejsza DEMOKRACJA. Muszę przyznać, że jestem bardzo rozczarowana. Myślę, że znajdzie się więcej osób, które myślą podobnie. 
Co nam daje demokracja? Czy naprawdę przynosi nam poczucie sprawiedliwości, uczciwą władzę i dobrobyt? A co z szacunkiem, zaufaniem do władzy, jej poświęceniem dla dobra Ojczyzny i Narodu? Ktoś powie: 'Nic lepszego niż demokracja nie wymyślono.' Dobrze, ale czy to jest rozwiązanie problemu? Nie wymyślono nic lepszego? Naprawdę? Mamy XXI wiek, latamy wyjątkowo szybkimi odrzutowcami, komunikujemy się za pomocą internetu i smartfonów, latamy na międzynarodową stację kosmiczną, podobno byliśmy nawet na Księżycu, potrafimy dokonywać operacji na ludzkim płodzie, a wciąż nie potrafimy stworzyć lepszego ustroju politycznego niż ten, który powstał w starożytnej Grecji? 

Na przestrzeni ostaniego wieku, demokracja zawiodła nas wielokrotnie. Nie tylko Polaków, ale i resztę Europy. Doprowadziła do dwóch wojen światowych, załamania systemu wartości, kryzysów ekonomicznych, podziałów, strajków, nieudolnie radziłą sobie z obaleniem komunizmu. Może czas otworzyć oczy i na nie przejrzeć. Według mnie, jest to nudny ustrój, który do niczego postępowego nie prowadzi. Demokracja ściśle mówiąc nie zdaje egzaminu.

Z czym kojarzy mi się monarchia i co dla mnie znaczy?
Monarchia to historia, podboje, sojusze, rycerze, królowie, powaga, szacunek, szlachetność, wiara, duma, honor, tożsamość, kultura, zamki, pałace...Nie da się tego do niczego przyrównać, a już na pewno nie do obolałej, kulejącej i krzykliwej demokracji.
To właśnie w czasach monarchii Państwo Polskie, a włąściwie Królestwo Polskie (które z samej nazwy 'królestwo' brzmi wspaniale) mogło poszczycić się potęgą i wpływami oraz rozmiarem powierzchni sięgającym nawet trzech mórz. Niestety, jak to powiedział mój kolega: pijaństwo, lenistwo i warcholstwo doprowadziło nas do kilku tragedii, w konsekwencji których, jedną z nich było umocnienie się pozycji dzisiejszej Rosji do rangi mocarstwa. 

Co do znaczenia moarchii w dzisiejszym świecie to wystarczy spojrzeć na Wielką Brytanię. Ile wpływów do budżetu generuje turystyka wynikająca z zainteresowań monarchią? Ile znaczków pocztowych, monet okolicznościowych oraz innych artefaktów sprzedaje się z okazji narodzin kolejnego następcy tronu, rocznicy panowania, chrztu potomka, czy urodzin Królowej? Ile pieniędzy wpływa do kasy państwa z podróży do Londynu w celu zobaczenia Jej Królewskiej Mości i sfotografowania pałacu Buckingham? Przy tym trzeba dodać, że będąc w stolicy Wielkiej Brytanii należy zatrzymać się na kilka nocy w jakimś hotelu, coś zjeść, bilety na metro kupić, przy okazji zwiedzić jakieś muzeum, kupić pamiątki...To przynosi kolosalne zyski. Każdego roku miliony turystów odwiedzają Londyn. Brytyjczycy policzyli, że utrzymywanie monarchii bardzo im się opłaca...

W Polsce demokracja nie sprawdza się. Zwłaszcza ostatnie dekady pokazały, że demokratyczne rządy nie wychodzą naszemu Państwu na dobre. Afery, korupcja, donosicielstwo to niekończąca się opera mydlana polskiej sceny politycznej. Kraj jest skłócony, podzielony. Do tego nieustannie towarzyszy nam wszechobecna medialna propaganda, zarówno prawicowa jak i lewicowa. Obrywa się przy tym Kościołowi, mniejszościom narodowym i wszelkiego innego rodzaju grupom. Trwa chaos, z którego jak zwykle nic nie wynika. Jesteśmy narodem kłótliwym i może właśnie to jest powodem, dla którego demokracja w Polsce nie spełnia swojej roli. Nie potrafimy słuchać, nie jesteśmy wysłuchiwani. Nie potrafimy postulować i negocjować, przekrzykujemy się, obrażamy, donosimy. Kompromis jest nam pojęciem dalekim.
Zatem skoro nie potrafimy stosować się do zasad demokracji to najlepiej obalmy ją i powołajmy króla. Zachowajmy coś na kształt parlamentu, wyznaczmy doradzców. 
Nie chodzi mi o króla, który miałby władzę absolutną, ale kogoś kto mógłby cieszyć się powszechnym szacunkiem, pilnował porządku i przestrzegania zasad i byłby przy tym bezpartyjny. Ktoś, kto w każdym momencie zawieruchy politycznj czy społecznej mógłby śmiało walnąć pięścia w stół i powiedzieć: 'dość'. O kimś takim marzę. O wystawnych uroczystościach państwowych z udziałem króla przejeżającego karetą, pałacu, zamkach, w których czasem mógłby stacjonować przy okazji odwiedzić jakiegoś miasta.
To są tylko marzenia, ale życzę sobie, aby się kiedyś spełniły.


Na fotografiach fragmenty książki Jolanty Bąk: 'Poczet królów i książąt polskich'. Książkę można nabyć klikając na link: BookfromAmazon

Monday 3 August 2020

Upadek cywilizacji


Przyszło nam żyć w dość trudnych czasach. Zauważyłąm jedną tendencję. Wraz z kryzysem męskości,  postępem technologicznym i komunikacyjnym, idzie w parze kryzys demograficzny. Szczerze mówiąc, nie dziwi mnie to wcale. 
Znam wiele 'jeszcze' młodych, wykształconych i atrakcyjnych kobiet, które jak dotąd nie znalazły sobie męża, a nawet partnera. 
Co jest zatem z mężczyznami nie tak? Już wyjaśniam. Oczywiście pominę tutaj kobiety o wygórowanych wymaganiach, poszukujące księcia z bajki, czy rycerza w lśniącej zbroi. Skupię się konkretnie na kilku dość istotych i negatywnych cechach, które są niestety coraz częściej spotykane wśród współczesnych mężczyzn.

3 Typy mężczyzn, które kobiety omijają i omijać powinny 'szerokim łukiem':

1. 'Ciepła klucha' - Ostatnio często powtarzam sobie i innym, że gdyby nasi dziadkowie, czy pradziadkowie w latach 30-tych i 40-tych minionego wieku wykazywali postawy dzisiejszych facetów, to naprawdę wszyscy bylibyśmy dziś Niemcami. 

Kiedyś chodziłam z chłopakiem, który notorycznie unikał obowiązkowej służby wojskowej. Czynił to w ten sposób, że kończył jedno studium, a zaraz potem zaczynał kolejne. Na każde wezwanie na komisję wojskową stawiał się z zaświadczeniem z kolejnej szkoły. I tak postanowił czynić aż do ukończenia dwudziestego piątego roku życia, czyli do osiągniecia końca wieku poborowego.
Wielokrotnie namawiałąm go na skorzystanie z możliwości odbycia służby wojskowej motywując tym, żę dałaby mu nowe możliwości, szansę awansu, rozwoju. Będąc w wojsku  mógłby przy okazji zrobić także prawo jazdy. Szczerze mówiąc, sama nawet byłam zainteresowana pracą w wojsku. Mój były miał jednak inne ambicje, a właściwie ich brak. 
Innym razem, zniechęciła mnie do niego kolejna sytuacja która miałą miejsce w trakcie późnego powrotu do domu. Odprowadzał mnie po pracy. Tuż przed skrzyżowaniem, po lewej stronie stał pub. Tego wieczoru, dwóch wysokich mężczyzn stało przed tym budynkiem i rozmawiało kulturalnie. Po chwili z ust mojego byłego słyszę: 'Przejdźmy na drugą stronę ulicy, obejdziemy całe skrzyżowanie i w ten sposób skręcimy w lewo. Nie będziemy koło nich przechodzić.' Zaniemówiłam. Zrobiłam tak jak powiedział, ale miałam ochotę się mu postawić. W sumie żałuję, że tego nie zrobiłam. 
Kolejna sytuacja miałą miejsce, gdy próbowałam tego dwudziestotrzylatka przekonać do nauki jazdy na rowerze. Po dziś dzień zadaję sobie pytanie, co robił jego ojciec, że nie dał rady przekonać syna do nauki jazdy na rowerze? Rodzina z pozoru normalna, wydawać by sie mogło, że szczęśliwa. Co zatem poszło nie tak? Owego dnia, zaproponowałam mu, że pójdziemy do lasu, zabierzemy ze sobą mój rower, a tam swobodnie będzie mógł się na nim uczyć jeździć. Pomyślałam, że w ten sposób unikniemy widowiska i pośmewiska. Na moją propozycję uzyskałam taką oto odpowiedź: 'Nie, no co ty, jeszcze spadnę i sobie kolana potłukę.' Zabrakło mi argumentów. Po prostu, wkrótce 'odkochałam się'. 

2. Brak przysłowiowej 'piątej klepki' jest przykrą dolegliwością zarówno u kobiet jak i mężczyzn. Nie mam pojęcia, co jest jej przyczyną. Zaburzenia psychiczne, w tym osobowości, schizofrenia, nadpobudliwość nerwowa, problemy emocjonalne stają się niestety po mału normą w naszym społeczeństwie. 
Spotykałam się kiedyś przez parę miesięcy z chłopakiem, który będąc ze mna sam na sam, wydawał się być troskliwy, opiekuńczy. Jednak w obecności moich przyjaciółęk przeistaczał się w zupełnie inną osobę. Często próbował mnie poniżyć, krytykować, szukał powodów do kłótni. Pochodził również z normalnej rodziny. 

3. 'Moczymorda' (miłośnik alkoholu). Wśród młodych ludzi problem nadmiernego spożywania alkoholu narasta i jest dziś prawdziwą zmorą dzisiejszego pokolenia dwudziestolatków. Na dyskotekach, klubach jest wszechobecny i nieograniczony.
Kiedyś, gdy organizowano 'bale miejskie', na które przychodziło się wystrojonym 'od stóp do głów', to próbowano pokazać się z jak nalepszej strony. Alkohol był serwowany w małych ilościach z uwagi na ograniczoną dostępność, więc był tylko dodatkiem do całej imprezy. Była orkiestra, taniec 'w parach', jedzenie. Całość odbywała sie w wynajętym budynku - dworku, czy pałacu. Niestety, nie rozumiem, dlaczego ten wspaniały zwyczaj socjo-kulturowy został zastapiony przez hałaśliwe dyskoteki, czy kluby, na których nie da się normalnie porozmawiać bez przekrzykiwania muzyki serwowanej na całą parę z głośników, brzęczących jak latające nad głową bombowce.
Młodzież bardzo często upija się do nieprzytomności, uprzednio wlewając w siebie (jak to określiła moja znajoma) 'wiadra alkoholu'. Jest wymiotowanie, przewracanie się, tłuczenie kieliszków, kufli do piwa. Panuje powszechna pochwała picia, zatem kto wypije wiecej ten czuje się bardziej dumny. 
Niekiedy zdarza się jeszcze przy tym jakaś skąpo ubrana pijana panna, która kończy 'w kiblu' z przypadkowo poznanym kawalerem. Kawaler ten z reguły wpadł do klubu tylko napić się i przy okazji 'zaruchać'.

Mówi się, że dziś łatwiej jest znaleźć partnera niż kiedyś. Rzeczywiście, w dobie internetu powinna to być 'bułką z masłem'. Jednak nie jest. Trudno znaleźć właściwego partnera buszując online na portalach randkowych, gdyż większość kandydatów jest tam po to, by szukać jednorazowych przygód, a znaczna część nie jest w naszym typie, bo wcale nie musi być. Tak jak już wcześniej wspomniałam, znaleźć tam też można bardzo często właśnie te trzy typy kandydatów, których radzę omijać szerokim łukiem. Po dziesiątym czy dwudziestym takim kandydacie, z którym poszło się na randkę, mija ochota na kolejnego. Czemu się dziwić? To w końcu nic fajnego umawiać się w ciemno z nieznanym gościem. Poznawać się, przedstawiać streszczenie życiorysu po raz kolejny...Tracić czas, energię, pieniądze i...nadzieję. 


Statystyki dotyczące rozwodów daja ludziom, zwłaszcza młodym również do myślenia. 

Przyczyny rozwodow w Polsce to:

- Niezgodność charakteru/niedojrzałość emocjonalna. 
- Zdrady
- Alkoholizm
- Przemoc
- Inne

Co trzecie małżeństwo kończy się rozwodem. Ten fakt sprawia, że młodzi ludzie bardzo ostrożnie podchodzą dziś do zawierania związków małżeńskich, gdyż w ich ocenie obarczone są one dość sporym 'ryzykiem'. Może się bowiem okazać, że próby stworzenia szczęśliwego związku, o którym tak bardzo marzyli, mogą zakończyć się wielkim rozczarowaniem. Często sami pochodzą z rozbitych rodzin i wiedzą z doświadczenia własnych rodziców, czym jest 'piekło' przechodzenia przez rozwód. Ile energii, czasu, emocji i poniżeń kosztują spotkania na sali sądowej w obecności świadków, ławników i sędziów. Odpowiadanie na intymne pytania, wyciąganie 'brudów', wzajemne obwinianie i rozczarowanie. 

Dlaczego rząd nie ingeruje w zakresie minimalizowania przyczyn rozwodów? Dlaczego np. nie doprowadza się do zamknięcia sklepów monopolowych. Są swoistą reklamą i zachętą do zakupu alkoholi. Niestety, w polskiej kulturze alkohol jest promowany już w rodzinnym domu, przy stole, ucztując święta, urodziny oraz przy okazji innch uroczystości. Pije się przy malutkich dzieciach. To jest utrwalane w ich świadomości już od najmłodszych lat jako norma celebrowania i dobrej zabawy. Nic zatem dziwnego, że te wzorce dotyczące spożywania alkoholu wynoszą z rodzinnego domu i adoptują później stając u progu dorosłości. 

Co do przemocy to większość kobiet nie zgłasza incydentów pobicia przez męża, o gwałcie nawet nie wspomnę, bo jest im po prostu wstyd. Po 'wszystkim', rodzi się w ich głowach pytanie: 'I co dalej?' No właśnie, co dalej? Jakiś pomysł? W naszej katolickiej/chrześcijańskiej kulturze nie wypada przecież skarżyć na męża. Uczeni jesteśmy przebaczać, małżeństwo to świętość, sakrament, 'na dobre i na złe', no i...Amen. 
Ostatnio nawet Konwencja Stambulska stanowi ogromny problem, chociaż nie słyszałam, żeby wcześniej komukolwiek krzywdę wyrządziła. Odnosi się do przemocy w rodzinie np. na tle kulturowym. Może właśnie dlatego tak bardzo niektórym ludziom w Polsce przeszkadza. Ostatnio próbuje się wręcz przemawiać do świadomości obywateli, czy też wmówić, żę przemoc Polski prawie wcale nie dotyczy, jest znikoma i jesteśmy na szarym końcu Europy. No właśnie, nie jesteśmy. Wiadomo, że tam gdzie alkohol tam i przemoc częściej się zdarza, a w przypadku spożywania alkoholu, w Europie jesteśmy w czołówce, więc choćby to powinno dać ludziom do myślenia.
Pisałam w jednym z postów, że moja matka doświadczyła przemocy w obu małżeństwach. Byłam nawet świadkiem jednego z incydentów. Żadnego z tych przypadków moja matka nigdy nie zgłosiła. 
Jedna z moich znajomych, z którą kiedyś pracowałam doświadczała systematycznej przemocy fizycznej ze strony męża. Pamiętam ją bardzo dobrze. Przychodziła do pracy bardzo strapiona, z miną jakby zaraz miała się rozpłakać. Pokazywała siniaki na ramionach...W mężu była zakochana. Nigdy nie doniosła na niego na policję...Żal mi jej było. Co zrobić...

Przemoc rodzinna jest o tyle szkodliwym społecznie problemem, gdyż często dzieci są jej świadkami. Takie wzorce potem wynoszą z domu i stosują wobec swoich partnerów, partnerek czy jeszcze innych osób z bliskiego lub dalszego otoczenia. 
Jedna z moich przyjaciółęk doświadczyła ze strony byłego męża przemocy psychicznej. O tym rodzaju przemocy prawie wcale się w Polsce nie mówi, a jest ona tak samo przykra jak fizyczna i niestety często prowadzi do samobójstw. Konwencja Stambulska o niej również traktuje. 
Szkoda, że kolejny problem rodzinny jakim jest przemoc jest przez nasz kraj pomijany. Zamiast go niwelować, próbuję się go ignorować. Niestety, bedzie to miało i juz ma konsekencje, które przełożą się na poważny kryzys społeczny. Nie da sie bowiem zaklinać rzeczywistości na dłuższą mętę. 

Nie wiem, do czego dzisiejszy świat zmierza. Brakuje mi wyobraźni, by to przedstawić, wytłumaczyć sobie, zobrazować. Co stoi na przeszkodzie, aby ludzie zaczęli planować wspólną przyszłość, zakładać rodziny? Jak uratować demografię w Polsce i Europie? Odpowiedź jest bardzo prosta, ale trudna do zrealizowania. Najprościej tłumacząc, proszę porównać ceny mieszkań i koszty życia obecne do tych sprzed kilkudziesięciu lat. Nie ma porównania. Mówiąc prościej, kiedyś zwykły Kowalski po 'zawodówce' był w stanie wybudować dom za własne pieniądze, do tego za gotówkę. Zebrał przy tym kilku 'kumpli', tzw. 'fachowców', co za skrzynkę piwa i 'po znajomości', w pocie czoła, w upalne sobotnie popołudnia pracując bez koszulki z piekącymi od słońca czerwonymi plecami, przy akompaniamencie pracującej non stop betoniarki i radia "Złote Przeboje' wspólnym wysiłkiem postawili całkiem przyzwoitą 'willę'. Nie potrzebowali przy tym inżynierów architektów, ani kierowników inżynierów budowlanych, BHP-owców oraz innych specjalistów. W tym domu, mógł spokojnie wychować troje, czworo i więcej dzieci. 

Dziś Kowalski ma tytuł magistra, siedzi 'za biurkiem' i nie ma pojęcia o proporcjach mieszania piasku z cementem i wodą, nie ma także ochoty, aby brudzić sobie przy tym ręce...Co zatem robi? Bierze kredyt na 25 lat, na jakieś mieszkanie trzypokojowe. Zaciągnięcie kredytu sprawia, że w niedalekiej przyszłości na dzieci już go stać nie będzie. Do tego nie wiadomo, jak z obecną pracą, czy będzie w stanie utrzymać się na tym stanowisku, czy poradzi sobie z bieżącą spłatą kredytu, a jeszcze nie daj Boże choroba czy wypadek...

Wymagania cywilizacujne, czy też konsumpcjonizm to kolejny aspekt postępującego upadku cywilizacji, czy kryzysu demograficznego. Każdy z nas chce, a nawet musi być dziś posiadaczem telefonu komórkowego, laptopa z dostępem do internetu, no bo jak to inaczej funkcjonować w tym świecie? Przecież pracodawca, czy klient musi mieć z nami kontakt. Słusznie, jednak warto zaobserwować, że TO SĄ KOSZTY, KTÓRE KIEDYŚ NIE ISTNIAŁY! Człowiek zatem mógł przeznaczyć te pieniądze na posiadanie kolejnego dziecka. Kiedyś do pracy podróżowało się na rowerze, pieszo lub autobusem, ponieważ praca była bardziej dostępna, bliżej domu. 
Dziś Kowalski  kuszony jest ofertami nowych modeli samochodów na kredyt w przystępnej cenie i nie jest w stanie odmówić sobie takiej przyjemności. A niby dlaczego miałby to robić, skoro kumpel ma, to i on tez chce mieć. Czego nie rozumiecie? Poza tym przemysł motoryzacyjny musi się rozwijać, zapewnia on w końcu pracę wielu innym Kowalskim i Schmidtom, więc wszystko jest jak być powinno! Prawa popytu i podaży warunkują w końcu rozwój gospodarczy, czyż nie?

Ludzi na świecie jest coraz więcej, więc potrzeba tworzenia nowych miejsc pracy jest duża, a to co na taśmę raz wyłożone, wcześniej świeżo wyprodukowane, musi trafić jak najszybciej w ręce klienta, po to by zrobić miejsce następnym produktom. To jest proste jak budowa cepa. 
Zatem nie możemy oczekiwać, że z dnia na dzień, dla dobra demografii i przetrwania cywilizacji ludzie odrzucą dobra materialne, które są niezbędne do funkcjonowania w dzisiejszym świecie. Wielu ludzi nie posiada umiejętności jak niegdyś Kowalski 'po zawodówce' i nie jest w stanie wybudować własnego domu, czy nawet baraku. Nie możemy oczekiwać, że z dnia na dzień ludzie porzucą swoje dotychczasowe życie, kredyty, samochody, pracę, zaczną stawiać domy z lepianek, czy zamieszkają w barakach. To byłoby cofnięcie w rozwoju, postępie cywilizacyjnym. Do czego to z kolei by nas doprowadziło? Chyba każdy może sobie wyobrazić. 

Według mnie upadek naszej cywilizacji jest nieunikniony. Szacuje się, że szczyt demograficzny przypadnie na rok 2064. Potem będzie stopniowo dochodzić do spadku liczby ludności na świecie. Zatem na zmiany, które teraz zachodzą w Polsce i Europie nie mamy po prostu wpływu. Musielibyśmy cofnąć się w postępie do lat np. 60-tych, zatrzymać postęp w medycynie, technice, technologii, transporcie i komunikacji. To jest niemożliwe. 
W historii zawsze mieliśmy do czynienia z upadkiem cywilizacji. Teraz jesteśmy świadkami kolejnego i z tym niestety pozostaje nam się już tylko pogodzić. Jesteśmy ofiarami własnego sukcesu i na to póki co nie ma rozwiązania. 
Na koniec mogę tylko dodać, że z historii wynika, że po każdym upadku cywilizacji, narodziła się kolejna, lepsza od poprzedniej.


Fot. Wells, North Norfolk, Wielka Brytania, 
Autor: Katarzyna Zbróg

<script data-ad-client="ca-pub-9797158901515286" async src="https://pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js"></script>

Friday 24 July 2020

Kilka słów o pedofilii.


Tyle ostatnio mówi się o pedofilii - absolutnie odrażającym zjawisku, z którym ludzkość ma do czynienia od zarania dziejów. Co więcej, dla 'potrzeb' polityki, wykorzystuje się pedofilię do propagandy, oskarżeń i usprawiedliwień. Uderza się w Kościół, ruchy społeczne, np. LGBT, profesje. W tym wszystkim zapomina się o dzieciach i młodzieży, a także dorosłych, którzy wcześniej stali się ofiarami pedofilów. Nikt nie słucha ich opinii na ten temat. Stają się poniekąd wrzuceni w sam środek huraganu, gdzie w ciszy i smutku przeżywają swoje rosterki. Wielce szanowne rządy kraju jak dotąd nic konkretnego nie uczyniły, aby zapobiegać pedofilii. Nie został opracowany żaden projekt, który miałby na celu ochronę dzieci i młodzieży, a także skuteczne namierzanie i tym samym przeciwdziałanie pedofilli w różnych organizacjach, czy instytucjach.

Bardzo dobre kroki w kierunku zapobiegania pedofilii poczyniła np. Wielka Brytania. Na przykad, w strukturach szkoły, każdy nauczyciel i uczeń ma przydzielony swój szkolny adres poczty elektronicznej. Oczywiście zdarzyć się może, że uczeń wyśle do nauczyciela wiadomość ze swojego prywatnego maila, ale nauczyciel nie może odpisać mu na jego prywatny adres. Wiadomości te są weryfikowane.

Kolejna sprawa to regulamin szkolny, który zabrania nauczelowi przebywania w klasie sam na sam z jednym uczniem przy zamkniętych drzwiach. Kolejna rzecz i chyba najbardziej znacząca to sam proces rekrutacji. Każdy nauczyciel musi być zarejestrowany w systemie karnym dotyczącym nadużyć względem dzieci, młodzieży i dostęp do tego systemu ma rekruter, którego obowiązkiem jest na bieżąco sprawdzać status karalności zatrudnionych nauczycieli. Zatem, jest rzeczą niemożliwą, aby ktoś, kto wcześniej dokonał czynu zabronionego względem dziecka, czy osoby małoletniej, został zatrudniony w placówce oświatowej, czy np. w szpitalu. Ten sam system dotyczy lekarzy, pielęgniarek oraz innych profesji zaufania publicznego.

Następną rzeczą jest edukacja seksualna, o której w Polsce krzyki i akty potępienia można było do niedawna usłyszeć. W Polsce nazywana popularnie 'seksualizacją' jak się okazjuje w Wielkiej Brytanii została wprowadzona właśnie dlatego, że kraj ten miał ogromny problem z pedofilią. Dzieci nie były świadome zagrożenia i często unikały rozmowy na ten temat. Po wprowadzeniu zajęć z edukacji seksualnej, wiele z nich zaczęło mówić na głos... Dodam, że każde dziecko w wieku do jedenastego roku życia musi być odbierane ze szkoły przez rodzica osobiście lub przez wskazaną na piśmie osobę upoważnioną. Dodam jeszcze, że od czasu wprowadzenia edukacji seksualnej na Wyspach (lata 70-te) liczba ciąż u nastolatek spadła o połowę. To zostało zweryfikowane przez rząd i opublikowane w mediach.

Teraz przejdę do Polski...
Mniej więcej rok temu, pojawił się słynny film dokumentlny braci Sekielskich: 'Tylko nie mów nikomu'. Jej kontunuację mogliśmy obejrzeć ('Zabawa w chowanego') parę tygodni temu na kanale redaktora i zarazem autora filmu. Obie części zrobiły na mnie mocne wrażenie. Dowody w poszczególnych przypadkach zdają się być wiarygodne, zwłaszcza, że dochodzi do osobistego spotkania ofiary z przestępcą. Wszystko odbywa się w obecności ukrytej kamery. Ponadto, prowadzone jest śledztwo, w które zaangażowany jest prawnik...

Jakie jest przesłanie filmu braci Sekielskich? Co konkretnie chcą tym filmem pokazać, bo ewidentnie zamykając sie w kręgu Kościoła, podążając za ofiarami, przesłuchując przy włącząnej kamerze kładą skuteczny nacisk na przedstawienie pewnego problemu, o którym mówi się od dłuższego czasu, ale jakoś nikt dotad nie miał odwagi stawić temu czoła. Ten film źle świadczy o konkretnych księżach pedofilach oraz pewnych hierarchach kościelnych. Tu nie ma co do tego wątpliwości. Rzucane jest także złe światło na cały system weryfikacji, dyscyplinowania, czy też braku sankcjonowania czynów pedofilskich. Co do tego też nie ma wątpliwości. Jednak film ten nie udowadnia w żaden sposób, że zawód księdza skłania go ku temu, by został on pedofilem. To nie ksiądz staje się pedofilem, a pedofil staje się księdzem. Trzeba sobie to w końcu uzmysłowić. Możliwe, że sam proces rekrutacji do seminariów powinno przeprowadzać się w inny sposób niż dotychczas. Nie wiem, czy w ogóle weryfikowane jest zaświadczenie o niekaralności, może też rozmowa z rodzicami, rodzeństwem kandytata pomogłaby rozwiązać wiele wątpliwości.

Podobnie jest w przypadku innych zawodów. Nauczyciel nie staje się pedofilem pod wpływem pracy z dziećmi. Pedofilia nie ma określonej profesji. Oczywiście jest różnica pomiędzy księdzem, który złożył w przeszłości śluby czystości, celibatu, umoralnia z ambony, mówi jak mamy żyć, a znanym filmowcem, który należy jednak do innego świata. W pierwszym przypadku, ksiądz pozostaje osobą anonimową, oddelegowany do innej parafii, w drugim - 'facet' idzie po prostu siedzieć, a jego reputacja, twarz i nazwisko publikowane będzie przez pewnien czas na pierwszych stronach gazet, tak jak to miało miejsce w przypadku Romana Polańskiego. Większej kary, wstydu chyba nie można doświadczyć. W tym wszystkim nie należy zapominać o jeszcze jednym aspekcie. Ksiądz to też mężczyzna i jak każdy ulega słabościom, zatem powinno się mieć na uwadze to, gdy decyduje się dziecko posłać na posługi w kościele. Może warto by wprowadzic podobne rozwiązania jak w Wielkiej Brytanii. Może ksiądz nie powinien przebywać z dzieckiem sam na sam w jednym pomieszczeniu.

Pedofilia jest problemem na szeroką skalę. Pewnego dnia, moja przyjaciółka wspomniała mi o ilościach telefonów, które codziennie otrzymuje jej przyjaciel, który zajmuje się ochroną dzieci przed przemocą w Wielkiej Brytanii (Safeguarding Children). Codziennie średnio otrzymuje 10 telefonów dotyczących pedofilii. To budzi niepokój. Pytanie, ile takich przypadków jest w całym kraju, w Polsce, w której temat nie jest jeszcze tak bardzo poruszany, z uwagi na brak edukacji dzieci w tym zakresie. Czasami mam wrażenie, że unika się dyskusji, poruszania problemu uświadamiania dzieci o tym zagrożeniu. Warto się nad tym zastanowić, ponieważ skrzywdzone dziecko doświadcza traumy, która może mieć fatalne skutki osobiste i społeczne w dorosłym życiu. 

Kolejna bardzo ważna sprawa to fakt, że dzisiejsze dzieci, młodzież są bardziej rozwinięte niż ich rówieśnicy 20 lat temu. O tym się nie mówi. Ewolucja postępuje. Odnosi się wrażenie, że dziś ośmiolatki zachowują się, mówią i myślą jak dziesięciolatki. Pamiętam dobrze jak dwanaście lat temu poleciałam do Polski na wakacje do rodzinnego miasta. Wieczorem udałam się do kościoła. W drodze do niego minęły mnie dwie, na oko dwunastoletnie dziewczynki. Obie w pełnym makijażu, a na stopach szpilki.  Doznałam lekkiego szoku, a po powrocie opowiedziałam o tym mamie...Gdy byłam w ich wielku, nie miałam absolutnie żadnej potrzeby paradowania po mieście w makijażu i szpilkach. Z ciężkim bólem serca wtedy, po raz pierwszy założyłam stanik, a pierwsza miesiączka okazała się dla mnie rozpaczliwym przeżyciem. 
Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego dzieci tak uparcie pragnęły i pragną stać się dorosłe.
Gdzie są rodzice i dlaczego nie rozmawiają ze swoimi dziećmi na temat zagrożeń. 
Gdy byłąm dzieckiem, może miałam osiem lat, wiedziałam, czy jest gwałt, napastowanie, pedofilia, molestowanie, narkotyki. Byłam takich rzeczy świadoma. I dobrze, bo to uchroniło mnie przed potencjalnym zagrożeniem ze strony dorosłych. Przestrzegano mnie przed możliwościa zaczepienia przez mężczyzn wręczających cukierki, czy oferujących podwiezienie samochodem. Wiedziałąm, czym to wszystko może grozić. Ta wiedza absolutnie nie zaszkodziła mi, a wręcz przeciwnie - ochroniła.

Na szczęście dziś mamy więcej narzędzi do wykrywania i walki z pedofilią niż kiedyś. Jednak nie powinniśmy poprzestawać na byciu czujnym. Co najważniejsze, nie bójmy się rozmawiać z dziećmi na tematy zagrożeń. Świat może im się wydawać kolorowy i bezpieczny i to właśnie złudne przekonanie otwiera często furtkę do spotkania z oprawcą. 


Fot. 'Hunstanton Beach, północne wybrzeże Norfolku, Wielka Brytania', Katarzyna Zbróg

Saturday 18 July 2020

Dlaczego małżeństwo jest sakramentem?



To pytanie zadaję sobie już od dawna. Od jak dawna, tego nie pamiętam. Wiem jednak, że są osoby, które podobnie jak ja zastanawiają się nad tym, dlaczego małżeństwo jest uznawane za sakrament, co za tym przemawia. Jakie kryteria wpłynęły na decyzję o 'wpisaniu' tego rytuału do listy sakramentów świętych? Rytuału, bo według mnie jest to tylko rytuał, tak jak pogrzeb, czyli przejście na nową drogę życia, stan. Czy małżeństwo powinno być uznane za sakrament święty, jeśli w wielu przypadkach dwoje ludzi nie prowadzi świętego trybu życia? Uważam, że ślub kościelny jest ważny, służy pobłogosławieniu dwojga ludzi, którzy się kochają i mają żyć pod jednym dachem. I na tym powinno się poprzestać. Tymaczasem, od młodych oczekuje się deklaracji, których bardzo często nie są w stanie spełnić, np. nie chcą mieć dzieci, bo przecież mogą nie chcieć mieć potomstwa i to z różnych względów, np. trauma z dzieciństwa lub poważna choroba genetyczna...Czy zatem małżeństwo powinno być sprowadane tylko do chęci posiadania dzieci? Czy naprawdę tylko o to ma chodzić? Zatem dlaczego Kościół dopuszcza do zawierania ślubów przez pary starsze, np. pięćdziesięciolatków? Jaką rolę ma spełniać ich małżeństwo? A co z tzw. 'białymi małżeństwami', które deklaruja zaniechanie współżycia?

Może wyjaśnię w kilku punktach, co ja uważam na temat istoty sakramentu i czym on jest dla mnie:

1. Osobiste przymierze z Bogiem, spotkanie, szczera, otwarta i uświęcająca relacja. Tak wygląda to w przypadku chrztu świętego, komunii świętej, bierzmowania, spowiedzi... Jednak w przypadku małżeństwa sprawa wygląda nieco inaczej. Do tego potrzebna jest jeszcze 'ta druga osoba', jej 'oświadczenie', czy szczere? A no waśnie, tego nikt do końca nie wie, prócz jej samej. To wyklucza 'osobistą' relację z Bogiem. Mówi sie też o małżeństwie jako 'powołaniu'. Dobrze, zgadzam się, ale jest wiele osób, które mają powołanie do małżeństwa, jednak nie maja z kim tego powołania wypełnić. Są też takie, które nie mają powołania, ale mimo wszystko wstępują na tę drogę, bo maja ku temu 'jakieś' powody. No właśnie, koncecpcja zawierania małżeństwa możę odbiegać od koncepcji zawierania np. chrztu, bierzmowania, komunii świętej. Nigdy tak naprawdę nie jesteśmy w stanie dowiedzieć sie, co ta druga osoba ma na myśli wypowiadając słowa przysięgi małżeńskiej. Dlatego, że nie jest to osobiste zawieranie przymierza z Bogiem. Uczestniczy w tym obrzędzie ta druga osoba, za której wypowiedzenie słów przysięgi nie ponosimy tak naprawdę odpowiedzialności. Poza tym, jeśli jeden z małżonków zdecyduje sie porzucić swoją żonę/męża, wówczas ta druga, często niewinna osoba cierpi i jest uzawana za współwinną, ma ograniczone prawa jako członek Kościoła, jest niemile postrzegana (rozwodnik). 

2. Różne kryteria doboru męża/żony. Przystępując do sakramentu chrztu, bierzmowania, komunii świętej ustalone są dosyć proste, jasne i równe dla wszystkich kryteria. No, powiedzmy, że nie są one skomplikowne do spełnienia. Wystarczy szczera chęć do zawarcia sakramentu, znajomość modlitewnika. Poza tym, nic się w wymiarze materialnym nie zyskuje, ani nie traci zawierając sakrament chrztu, czy komunii świętej. Mam tu na myśli zmianę statusu materialnego. W przypadku małżeństa, sprawa wygląda nieco inaczej. Często jest tak, żę kobieta poszukująca wybranka, kieruje się zasobnością jego portfela. Może tez patrzeć na jego status społeczny, zawodowy, prestiż. W przypadku wyjścia za mąż, jej sytuacja materialna ulegnie polepszeniu. Możliwe, że jej 'sakramentalny mąż' zapewni jej byt, o jakim zawsze marzyła. Poza tym, jeśli ma wyjść za mąż i ma wybór między prostym rolnikiem, rzemieślnikiem, czy hydraulikem, a adwokatem, to oczywiste jest, że wybierze tę lepszą partię. W dodatku, jeśli ma 'na co go złapać', bo atrakcyjna jest nieziemsko i niegłupia, to czemu nie? Z kolei wszyscy wokół mogą zazdrościć, komentować, plotkować...Tak niestety jest.
Czasami też o takim wymarzonym kandydacie odpowiada po prostu szczęśliwy traf. Tak bywa. W przypadku pozostałych sakramentów tak nie jest.
Są różne inne powody, dla których ludzie biora ślub. Kiedyś istną zmorą młodych dziewcząt była łatka 'starej panny'. Dziś na szczęście nikt sobie z tego nic nie robi, zwłaszcza, że wokół nas jest mnóstwo par, które rozwodzą się. Mówi się zatem, że "wolę być starą panną niż rozwódką..." To zazwyczaj zamyka usta wszystkim wścibskim. Dziś kobiety, ktore nie miały szczęścia w miłości zazwyczaj odnajdują się bardzo dobrze w trybie tzw. singielki, robią świetne kariery, rozwijają się, podróżują...
Wracając jednak do powodów zawierania ślubów. Znam parę, która wzięła ślub z powodu, jak to określił pan młody: 'z przyzwyczajenia do siebie'. 
Często lęk przed staropanieństwem, czy samotnością jest przyczyną, dla której panna (także kawaler), która jest bliska 'trzydziestki' decyduje się na małżeństwo ze swoim partnerem. Lęk przed tym, że może już 'nikogo innego nie pozna', 'ten jest dla niej odpowiedni', czy 'jakoś to będzie'. To według niej wystarczy...Boi się samotności, chciałaby mieć dzieci...Poza tym im dłużej się szuka, tym szanse na znalezienie właściwego kandydata maleją. Moja babcia mawiała: 'Znajdź sobie kawalera za młodu, już jako nastolatka, bo potem ci najlepsi będą juz zajęci...' Coś w tym jest za pewne.

3. Sakrament powinien być dostępny dla wszystkich i na równych zasadach/szansach. Bardzo często fakt, czy ktoś znajdzie tę drugą połówkę zależy od aparycji, stanu zdrowia, stanu psychicznego, materialnego, czy po prostu od szczęśliwego przypadku lub jego braku. W przypadku pozostałych sakramentów to wcale nie ma znaczenia. Nie trzeba umawiać się na randki, stroić, malować, golić, czesać, starać się przypodobać tej drugiej osobie. Są też bardzo nieśmiali ludzie, którzy mimo że mają ciekawą osobowość i nie brakuje im aparycji, nie są w stanie pokazać się ze swojej prawdziwej strony z uwagi na tremę na pierwszym spotkaniu. Wiele osób niestety zakłada również maskę. Kolejna sprawa to osoby niepełnosprawne. Jak potwornie ciężko musi im być na sercu, mając w swojej świadomości fakt, że ich szanse na małżeństwo sakramentalne przekreśla kondycja, na którą zresztą nie mają wpływu.

4. Liczba unieważnień sakramentu małżeństwa...Czy jest w Kościele inny sakrament, który tak licznie jak ten jest poddawany wątpliwościom, poddawany procedurze kończącej sie unieważnieniem? Chyba nie ma. Zawarcie sakramentu nie powinno prowadzić do unieszczęśliwienia człowieka, zniewolenia, cierpienia (w tym także dzieci). Zatem kto wpadł na pomysł uznania małżeństwa za sakrament, skoro jest to dosyć ryzykowany wybór, czy też niepewna droga, która może zakończyć się tragedią. Znam osoby, (w tym moją mama) które małżeństwo pogrążyło, zniszczyło. Czy jest inny sakrament, który może przynieść ze sobą takie skutki? Jak wytłumaczyć fakt, żę w niektórych małżęństwach dochodzi do przemocy, a nawet wykorzystywania seksualnego przez ojca? To jest sakrament? Gdzie tam jest Bóg, pytam się? 

5. Duch czasu i przemiany społeczne. Kiedyś ludzie, którzy zawierali ślub kościelny pochodzili zazwyczaj z tej samej lub sąsiedniej wioski, czy miasta. Mieli z reguły te same poglądy, należeli do tego samego Kościoła, uczęszczali do tej samej parafii. Wszyscy sąsiedzi wiedzieli, kto z kim 'za rękę chodził'. Dziś jednak sprawa wygląda zupełnie inaczej. Ludzie podróżują za uczelnią lub pracą do innego miasta, a nawet państwa. Tam z kolei poznają ludzi lokalnych, podróżnych, imigrantow z innych kultur, wyznań, czy religii. I tu zaczynają pojawiać się przeszkody... Co ma zrobić katoliczka , gdy jej chłopak jest praktykującym protestantem? Tak było w przypadku mojej cioci, która w połowie lat 90-tych wyjechała do Niemiec. Po krótkim czasie poznała swojego męża, Niemca. Pobrali się w jego kościele. Pewnego razu przyjechała do Polski na wakacaje, udała się do Spowiedzi Świętej...Ksiądz się obraził i nie udzielił jej rozgrzeszenia. Powód? Nie miała ślubu 'po katolicku!'
Rozumiem, żę młoda para powinna była płacić za dwa odrębne śluby kościelne, ściągać niemiecką rodzinę do Polski, wynajmować i płacić za tłumacza do ceremonii i po raz kolejny wypowiedzieć identyczne słowa przysięgi w obecności tych samych świadków. Dobry żart. Nie, to nie był żart.

Znając tematykę jeszcze z czasów lekcji religii w liceum, pan młody musiałby zadeklarować na piśmie chęć wychowywania potomstwa w według nauki Kościoła Katolickiego. Czy takie warunki naprawdę musi spełniać osoba innego wyznania, by zawrzeć ślub katolicki? Dziewczyna, która jest katoliczką chyba ma po prostu prawo otrzymać ten ślub. Jako osoba wychowana w duchu tego wyznania, jako osoba wierząca, chcąca żyć godnie z wybrankiem swojego życia pod wspólnym dachem. Deklaracje, co do dzieci nie powinny mieć tu w ogóle miejsca. Co maja dzieci wspólnego do sakramentów dorosłych? Dla dzieci jest chrzest, potem kolejne sakramenty. Dorośli maja wypełniać swoja drogę duchową, swoje sakramenty. Wydaje mi się, że Kościól nie idzie z duchem czasu i przemian. Ślubów po między ludźmi różnych wyzań przybywa i będzie przybywać, bo żyjemy w Europie bez granic i warto, aby Kościół skupił swoją uwagę na tym jak ułatwić młodym zawieranie takiego ślubu, zamiast sprawę komplikować i sprowadzać do sytuacji, że młodzi moga sie przez to poróżnić, a nawet rozstać.

6. Wiele osób chciałoby zawrzeć sakrament małżeństwa, ale nie ma z kim. Czy naprawdę fakt, że chcemy przystąpić do jakiegoś sakramentu ma być uzależnione od tego czy i w ogóle kogoś poznamy i uzyskamy zgodę od tej osoby na wspólne zawarcie tegoż sakramentu?

Tak na poboczu, to chciałabym zwrócić uwagę na jeszcze jeden dość istotny problem. Wydaje mi się, że jest to jedna z głównych przyczyn rozwodów i unieważnień ślubów. To kryterium nazywa się 'niezgodność charakterów', czy w Kościele Katolickim 'niedojrzałość emocjonalna'. 
W dzisiejszych czasach niestety wielu ludzi cierpi na zaburzenia psychiczne typu: Bipolar, stany lękowe, depresyjne, nadpobudliwość, nerwica, zaburzenia osobowości. Co więcej, jest to całkiem powszechny problem, który będzie narastać. Te stany są związane z postępem cywilizacyjnym, stresem, traumatycznyi przeżyciami, itd. Warto, aby zwrócić na to uwagę. Oczywiście, nie każdy przypadek należy traktować tak samo. Depresja nie jest wcale powodem do unieważnienia małżeństwa. Ludzie z całą świadomością mogą zawierać taki ślub. Pytanie tylko jak sobie będą radzić w tej chorobie i jak to wpłynie później na ich potomstwo i czy w ogóle powinni się na nie decydować. 


Kończę moje wywody na temat instytucji małżeństwa. Chyba wyraziłam jasno wszystko to, co pragnęłam wyrazić, co mnie w tej kewstii nurtowało. Dodam, żeby nie było wątpliwości, nie jestem przeciwniczką zawierania ślubów kościelnych. Uważam, że ślub pełni bardzo ważna rolę w związku dwojga ludzi. Jestem zatem za ślubem traktowanym jako ceremonią, rytuałem. Jednak fakt nadania małżeństwu rangi sakramentu sprowadza go wydarzenia, które ktoś może chcieć zawrzeć naprawdę z różnych powodów, także pod naciskiem rodziny, (bo to przecież sakrament!) Niestety, ale w tym sakramencie dochodzi niekiedy do przemocy, gwałtu, wykorzystywania, zdrad... Czy zatem uświęcanie takich relacji, w którym występuje krzywda drugiej osoby pod przykrywką 'sakramentu świętego' nie jest obrazą dla Boga? Czy naprawdę powinno się bronić tej nierozrwalności sakramantu małżeństwa za wszelką cenę, także w wypadku krzywdy dzieci? Jestem ciekawa opinii czytelników, także księży, również protestanckich. Z góry dziękuję i życzę Wszystkim 'szczęść Boże'!

Tuesday 7 April 2020

Koronę noszę na głowie, a nie w sobie


Nie boję się. Nawet nie zaczęłam. Nigdy nie powiedziałabym Mamie, że się boję. Mimo, że codziennie dowiaduję się o śmierci młodej osoby, która niosła pomoc chorym, cały czas idę twardo. Zaciskam pięści i z podniesioną głową pomykam korytarzami naszego szpitala, dumna i pełna mocy jak czołg. Naprawdę, newiele sytuacji jest w stanie mnie złamać.
W Bogu pokładam nadzieję, dlatego nie odczuwam strachu. Lęk jest tutaj nieprzyjacielem, najgorszym towarzyszem w tej trudnej dla wszystkich drodze.


Proszę Boga, by oszczędził naszych pacjentów. Na każdym dyżurze jestem czujna najbardziej jak tylko potrafié. Monitoruję ich stan zdrowia, przyglądam się im. Widzę sporo energii i motywacji.  Nie chcę zaznać porażki. Tyle do tej pory walczyłam.
Myślę o przeszłości, o latach osiemdziesiątych i katastrofie nuklearnej w Czarnobylu. Po dzień dzisiejszy pamiętam smak płynu Lugola. Płyn, który być może ocalił moje życie oraz wiele innych istnień. Mama opowiadała, że jej przyjaciółka, która mieszkała ulicę dalej, urodziała po tej katastrofie martwe dziecko, którego lekarze nie chcieli jej pokazać. Mama mówiłą, że mogło być bardzo zniekształcone. Tamten moment w historii był prawdziwym powodem do niepokoju. Skutki tej olbrzymiej katastrofy odczuwamy po dzień dzisiejszy. Całkiem sporo osób boryka się z chorobami tarczycy, niektóre dzieci chorują na białaczkę, mamy problem z niepłodnością u co piątej pary.


Walka trwa. Musimy zwyciężyć. Codziennie powtarzam sobie, że koronę noszę na głowie, a nie w sobie. Mówię to dobitnie po cichu, w myślach. Wierzę, że będzie dobrze. Musi być. Innego scenariusza nie przyjmuję do wiadomości.
Odpoczywam. Teraz, przez trzy dni będę zbierać siły. Spędzę trochę czasu w ogrodzie. Spróbuję wzmocnić odporność i skorzystać z wiosennego słońca, którego promienie coraz cieplej dotykają nas.

Po wszystkim, chciałabym przylecieć do Polski. Wcześniej zatrzymać się na parę dni w Berlinie lub Monachium. Miałam w planie zwiedzić zamek Neuschwanstein.


Dziś pogoda jest baśniowa. Piszę ten post siedząc w ogrodzie przy filiżance herbaty, zaparzonej ze świeżej pomarańczy. Mam przy sobie aparat fotograficzny i manuskrypt, który zamierzam dalej edytować. Moje króliki gonią się, skaczą po ogrodzie, podjadają trawę, kopią dziury. Doceniam przebywanie w ogrodzie bardziej niż kiedykolwiek. Nigdy wcześniej nie potrzebowałam jego uroków bardziej niż teraz.






Tuesday 31 March 2020

Życie jakiego nie znaliśmy


Straciłam już poczucie czasu. Nie wiem, który to już tydzień życia w izolacji, życia, w którym występuje przemieszczanie się z domu do pracy lub sklepu. Dzięki Bogu za to, że mam duży ogród i urocze zwierzęta, bo inaczej chyba oszalałabym. Ogród jest moim drugim salonem, miejscem, w którym spędzam wolne chwile, czytam, maluję, piszę i uczę się. Tam jest to lepsze życie, spokojne i bezpieczne.
Dziś udało mi się zamówić trzy maseczki ochronne przed COVID. Pierwsza z ich powinna dotrzeć do mnie w ciągu kilku dni. Otrzymałąm informację, że moje zamówienie zostało wysłane.

Dziś po południu musiałam zasięgnąć porady weterynarza. Mój królik ma od jakiegoś czasu ropiejące oko. Udało mi sie je podleczyć je roztworem rumianku i soli, ale wolałam skunsultować sprawę z weterynarzem i zdobyć medykament, żeby wreszcie pozbyć się problemu. Królik jest żwawy, zaczepia mnie ciągle, wskakuje na sofę, by sprawdzić, co robię.

Dziś i jutro mam wolne. Odpoczywam. Jutro ma być słoneczna pogoda, więc udam się do ogrodu, zadzwonię do dziadków, może coś namaluję, poczytam albo pouczę sie francuskiego. Muszę na nowo organizować sobie czas wolny. Skoro nie mogę udać się do miejsc, które dotychczas odwiedzałam, to trzeba będzie znaleźć alternatywę. Oby pogoda dopisała podczas kwarantanny, wtedy będę mogła oddać się pracy twórczej w ogrodzie. Mam jeszcze do ukończenia książkę. Właściwie to muszę skupić się na jednym motywie i  moja opowieść będzie ukończona. Może nawet zabiorę się za napisanie kolejnej książki. Jest tyle do zrobienia. Mam tyle planów...


Codziennie jemy zupę. Zupę gotuję raz na trzy dni. Koleżanka z pracy zaopatruje nas w warzywa, które kupuje u farmera, a my potem wybieramy, co chcemy i płacimy jej. Warzywa są naprawdę świeżutkie, dorodne. Aż chce się gotować zupy! Dziś ugotowałam pomidorową.

To, co dzieje się obecnie jest dla mnie niewyobrażalnie niepokojące. Przypomina to film science-fiction albo jakiś koszmar. Najgorsze jest to, że nie wiemy jak to się wszystko skończy.
Nasz szpital przygotowauje się na przyjęcie do izolacji pacjentów z COVID-19. Modlę się, żeby nikt od nas nie zachorował. Rząd podawał, że sytuacja się poprawiła. Jest widoczny spadek liczby zakażonych, rośnie za to liczba zgonów.
Udało mi się odwrócić moją uwagę od mediów społecznościowych. Obecnie rzadziej tam zaglądam. Media ciągle dostarczają przykrych informacji, zdjęć i filmów w związku z tym, co się ostatnio dzieje.


Dziś na niebie spostrzegłam samolot wojskowy, który leciał nisko nad moim domem. Lądował na pobliskim lotnisku. Prawdopodobnie dostraczył sprzęt medyczny dla naszych szpitali.
Jest nadzieja, że będzie dobrze. Jednak czasu, który spędzamy w izolacji już nie odzyskamy. Warto zatem wykorzystać ten okres jak najlepiej.

Wednesday 25 March 2020

Świat w obliczu koronawirusa


Od czasu, gdy wróciłam z Pragi, Świat uległ całkowitej zmianie, a właściwie przemianie. Ta przemiana cały czas trwa i zmienia się z każdej godziny. Toczy się walka z koronawirusem.
Moi przyjaciele wciąż tkwią w Wietnamie. Dotychczas wszystkie samoloty powrotne, które rezerwowali, zostały odwołane. Mają wracać w piątek, ale wątpię, że uda im się wylecieć stamtąd. Codzienne media donoszą o nowych liczbach zakażonych oraz ofiar koronawirusa.
Do pracy wróciłam w poniedziałek. Tego dnia, koleżanka została odesłana do domu z kaszlem. Wczoraj, czyli we wtorek, odesłano dwie kolejne osoby. Pierwsza z nich gorączkowała, druga to osoba, której żona okazała się mieć symptomy. Zadzwoniła do męża, czyli mojego kolegi, który wczoraj był ze mną na zmianie. Został odesłany do domu. Mówił mi wcześniej, że oboje z żoną wrócili niedawno z Portugalii. Nie poddali się kwarantannie, bo w Portugalii było mało przypadków zachorowań na COVID-19. Niestety przeliczyli się.
Koronawirus funkcjonuje jak Rosyjska Ruletka. Tempo zakażeń tworzy ciąg geometryczny. Nikt z nas nie wie, czy nie jest nosicielem. Testy są teraz dostępne tylko dla tych, którzy trafiają do szpitala.
Widziałam płaczącą Hiszpankę, która pozostaje przy umierającym mężu, któremu zabrano respirator. Jego podeszły wiek odbiera mu szansę na przeżycie. Jego respirator przekazano czterdziestolatkowi. On ma większe rokowania. Smutne, ale takie są realia teraz. W Wielkiej Brytanii, w Londynie, pacjenci już umierają na korytarzach Izby Przyjęć, bo szpitale nie są wystarczająco wydajne, brakuje respiratorów oraz materiałów ochrony osobistej dla medyków.


Zanim wróciłam do pracy, wykonałam w piątek telefon do mojej szefowej z oddziału, na którym pracuję. Chciałam wybadać sytuację. Musiałam dowiedzieć się według jakiego schematu nasz szpital postępuje. Jeszcze wtedy akceptowano odwiedziny. Gdy wróciłam w poniedziałek, odwiedziny były już całkowiecie zakazane. Całe szczęście.
Teraz pozosaje nam tylko czekać. Póki co, widać jak przyroda w Europie i Azji zyskuje na nieobecności człowieka. Woda w weneckich kanałach zrobiła się krystalicznie czysta do tego stopnia, że pojawiły się w niej ryby. Delfiny podpływaja coraz bliżej wybrzeży Italii. W Japonii, ryczące jelenie wędrują sobie po ulicach, a w Tajlandii małpy skaczą po ulicach. Powietrze nad Chinami oczyściło sie znacząco. Nad Europą zmiana ta również jest zauważalna. Wstrzymano prawie całkowicie ruch lotniczy nad naszym kontynencie.
Przyszła wiosna, a wraz z nią nadzieja...


Dziś świeci wiosenne słońce. Moje króliki skacza radośnie po ogrodzie. Czuja się wolne. Mój kot towarzyszył mi przez całą kwarantannę, którą przeszłam po powrocie z Pragi. Pisząc ten artykuł, właśnie jeden z moich królików chrupie marchewkę będac obok mnie na sofie, a zaraz przy nim siedzi kot. Wybrał miejsce bliżej kaloryfera. Zwierzęta nie mają pojęcia o tym, co złego dotknęło ludzkość. Im koronawirus nie zagraża. Ptaki obserwują z lotu miasta. Widzą te miasta inaczej. Opustoszałe, wyludnione, samotne. Teraz to one rządzą światem. Tak, zwierzęta, przyroda. Ona panuje nad nami. Teraz to my jak pandy w zoo siedzimy zamknięci, odizolowani od świata. Tak wygląda życie w klatce. Tak wygląda niewola. Teraz czujemy jak to jest, gdy ktoś lub coś odbiera nam wolność. W tym wypadku jest to mały zarażliwy patogen o ogromych możliwościach zakażania, osłabiania, a nawet wyniszczania ludzkich płuc. Wszystko zależy od tego, na kogo trafi. Jak silny organizm ma do pokonania. Najczęściej przegrywa z odpornością. Jednak pochłania mnóstwo ofiar wśró starszej populacji, także o słabszym immonosystemie, chorych przewlekle.
Mam dziś wolne i odpoczywam. Czuje się znakomicie. Pije napar z pomarańczy i cytryn, czasem zaglądam do ogródka, by sprawdzić co u królików. Mieszkanie wysprzątałam. Nigdy moje klamki i włączniki nie były bardziej błyszczące niż teraz. Codziennie je przecieram środkiem dezynfekującym. Dziś umyłam okna. Został mi tylko żyrandol.
Wczoraj pod koniec pracy kupiłam parę warzyw. Koleżanka załatwia nam od farmera piękne dorodne marchewki, pieczarki, ogórki, cebulę, ziemniaki. W supermarkecie takich nie dostanę. Jakoś inaczej patrzę na te warzywa. Tak, jakby mogło ich czasem zabraknąć. Ludzkie ścieżki są nieznane. Mam tu na myśli zatrudnienie w obecnej sytuacji. Wiele przedsiębiorstw będzie zmagać się z kryzysem. Czas pokaże, co dalej.
Jestem ciekawa jak bardzo świat ulegnie zmianie. Mam nadzieje, że po wszystkim zmieni się na lepsze.

Friday 20 March 2020

Podróż w czasie zarazy

Tak się złożyło, że na miejsce docelowe mojej podróży w czasie światowej pandemii Koronawirusa wybrałam Pragę. Nie był to mój świadomy wybór, aby wyruszyć do Pragi w okresie, gdy w Europie rozpoczęła swoje szaleństwo groźna zaraza. Tak po prostu wyszło. Tęsknota za wojażami. Wycieczkę do Pragi zarezerwowałam wcześniej, w lutym, gdy wydawać by się mogło, że jeszcze nie było przypadków zachorowań na Koronawirusa w Europie.


Do Pragi postanowiłam polecieć na trzy noce. Najpierw wylądowałam w Amsterdamie, a po godzinie wylatywałam juz do Pragi. Holenderska obsługa lotu KLM wydawała się bardzo przyjazna, uśmiechnięta i życzliwa.
Przygotowując się do wyjazdu, mając świadomość epidemii jaka zapanowała na kontynencie, postanowiłam zaopatrzyć się w żel do rąk i witaminę C. Wybrałam się więc do Asdy. Tam nie dość, że nie napotkałam na żaden żel dezynfecyjny do rąk, to jeszcze nawet zwykłego mydła nie było. Papier toaletowy również zniknął z półek.
Co tu robić? Udałam się do Tesco. Tam równie żelu brak.
Na szczęście udało mi się zdobyć w pracy chusteczki nasączone środkiem dezynfekującym. Spakowałam do torby, co trzeba i we wtorek, 10 marca wyruszyłam w podróż na kontynent.

Po przylocie z Amsterdamu, udałam się autobusem 119 do Nadrazi Veleslavin, czyli do końca biegu tej linii. Stamtąd na pieszo do hotelu. Było dość pochmurno, czasami padał deszcz. Odcinek drogi, jaki przeszłam wydał mi się znajomy. Wiele miejsc skojarzyło mi się z Rumią, Gdynią i okolicami. Jednym słowem, słowiański duch. Czułam się prawie jak w domu. Przypomniał mi się ukochany Budapeszt, do którego mam sentyment.
Po dotarciu do hotelu i otrzymaniu klucza do pokoju rozpakowałam torbę. Okazało się, że otrzymałam lepszy pokój niż spodziewałam się. Miałam bowiem zarezerwowany pokój z 'shared bathroom'. Tymczasem, mój pokój posiadał łazienkę. Pomyślałam, że to pewnie skutek odwołań rezerwacji. Trafił mi się przez to lepszy pokój. Trzecie piętro, widok na dość spory budynek szkoły. Pokój ciepły, przytulny. Odpoczęłam chwilkę i ruszyłam odkrywać Pragę. W recepcji poprosiłam o mapę miasta, bo akurat nie posiadałam żadnej. Z dostępnych była tylko jedna w języku rosyjskim, ale z opisami w języku czeskim, więc jak dla mnie w porządku.

Idąc wzdłuż rzeki Wełtawy dotarłam do Mostu Karola. Wcześniej rzuciłam okiem na zamek. Na moście turyści w kapturach, z parasolami. Pstryknęłam parę fotek. Chciałam udać się do biblioteki Klementinum, którą poleciła mi przyjaciółka, ale niestety została zamknięta. Na czas pandemii pozamykano wszystko, z wyjątkiem restauracji, kawiarni i hoteli. Miałam tylko szczęście, żę Pałac Lebkowicza był otwarty, a w  zasadzie galeria. Mogłam tam m.in. zobaczyć rękopis dzieł Bethoveena i obraz Petera Bruegel'a zatytułowany 'Sianokłosy'. Po zwiedzeniu galerii, udałąm się pałacowej kawiarenki. Była prawie pusta. Usiadąm przy oknie. Zamówiłam cappuccino i sok pomarańczowy. Zdezynfekowałam telefon, a następnie podłaczyłam go do ładowarki. Kurtkę miałam przemoczoną. Ładowarka wewnątrz torebki też była mokra, więc przed włożeniem jej do kontaktu, przetarłam ją o suche jeszcze ubranie. Czytałam posty na Twitterze, komentarze. Niekiedy śmiałam się na głos z tego, co tam ludzie zamieścili.
Zdezynfekowałam ręce, założyłam mokrą kurtkę, po czym udałam się do hotelu. Po drodze udałam się do pobliskiego sklepu po zakupy. Po powrocie do hotelu, mokrą kurtkę powiesiłam na krześle przy kaloryferze, wzięłam gorący prysznic, wypiłam szklankę soku pomarańczowego, zjadłam jedną pomarańczę, pograłam w grę i zasnęłam.
Każdego dnia w hotelu samotnie spożywałam śniadania. Podobnie osamotniona w podróży czułam się tylko w Grecji, gdzie z powodu rannej stopy, musiałam większość czasu spędzać w pokoju hotelowym.

Pobyt w Pradze spędziłam głównie spacerując na świeżym powietrzu i fotografując obiekty. To była chyba najbardziej rozsądna opcja. Drugi dzień mojego pobytu był bardzo deszczowy. Właściwie padało bez przerwy.
Trzeciego dnia wreszcie zaświeciło słońce. Mogłam w końcu zrobić jakieś sensowne zdjęcia.
W dniu, kiedy wracałam, będąc na międzylądowaniu na lotnisku w Amsterdamie, mój kolega, który sam był wówczas w Estonii, poinformował mnie, że zdążyłam na czas opuścić Czechy, bo ten kraj zamyka swoje granice. Miałam szczęście.

Po powrocie do Anglii zakupilam Ibuprom. Tak na wszelki wypadek. Następnego dnia poczułam, że zaczyna sie u mnie katar i trochę gryzie w gardle. Musiałam zrobić zakupy i coś mnie skusiło, aby jeszcze dokupić Paracetamol do picia. Dostałam jeden z trzech dostępnych na półce. Po powrocie z zakupów rozpoczęłam domową kwarantannę. Odseparowałam się od chłopaka. Od tamtego czasu minął tydzień, gdy jesteśmy w osobnych pokojach. Co noc śpi ze mną ( lub na mnie:-)) mój kot. Królik też codziennie jest w moim domu. Prawie wyleczyłam mu infekcję oka. Bez konsultacji weterynarza udało mi się pozbyć problemu. Może jeszcze dwa przemycia wyciągiem z rumianku i soli i oko powinno wrócić do zdrowia.

Moje przeziębienie trwało jakieś sześć dni. Nie miałam gorączki, ale czułam się osłabiona i nie miałam chęci do niczego. Możliwe, że zachorowałam z powodu przemoczonej kurtki, w której chodziłam po mieście, a może powodem mojego stanu zdrowia było czekanie na lotnisku w Amsterdamie, na którym poczułam w pewnym momencie zimno i pustkę.

Moi znajomi utknęli w Wietnamie i nie wiem jak długo tam pozostaną. Jestem z nimi w kontakcie.

W planach miałam polecieć na południe Francji, udać sie również do Berlina, Polski. Chciałam znowu polecieć do Budapesztu. Mam nadzieję, że ta pamdemia się skończy, że ludzie zostaną uzdrowieni. Mam nadzieję, że wspólnie pokonamy tego potwora i staniemy sie silniejsi.
Pragne wkrótce polecieć do Polski, na Węgry, do Niemiec. Praga juz zawsze będzie kojarzyć mi się z tą zarazą. Niemniej jednak wspomnienia przyjemne pozostaną. Szkoda też, że pogoda nie dopisała, ale zdjęcia i tak udały mi się. Są trochę ponure, ale taki efekt też lubię.

Wierzę, że będzie dobrze. Musi być dobrze.