Sunday 4 October 2020
In the land of castles and dragons...
Tuesday 25 August 2020
Była tęsknota za lasem...
więc czym prędzej do niego przybyłam
i jak dziecko poznawałam na nowo,
krok po kroku, jego piękno znów odkrywałam.
Tęskno mi było do lasu, Panie,
gdzie ptaki przecudnie śpiewają na powitanie,
a leśna droga prowadzi na łąkę,
na której jeleń wychodzi na spotkanie.
Tęskno mi Panie za szumem drzew,
jak usypianiem śpiewem dziecka w kołysce,
wonią lasu tak orzeźwiającej i czystej,
budzącej zmysły niczym śpiącego ze snu.
Pisząc te krótkie i proste wyznanie,
łzy po policzkach spływają, Panie,
bo tęsknota za lasem ogromna była,
gdy przez moment Świat wydawał się zły.
Wielka zatem uciecha z wyprawy do lasu,
radość również, bo przybyło czasu,
Świat się zatrzymał przez chwilę, Panie,
co złe niech omija, a dobre zostanie.
Saturday 22 August 2020
Cena, jaką przyszło nam płacić za kwarantannę...
Koleżanka z pracy opowiada mi któregoś dnia:
Brat jej byłego męża popełnił samobójstwo. Był to człowiek niezwykle towarzyski, wesoły. Często wychodził do pubu, spotykał się z ludźmi. Nagle pandemia wywróciła jego życie do góry nogami. Przestał wychodzić z domu, ponieważ najzwyczajniej nie mógł go opuścić. Izolacja sprawiła, że pozostał więźniem we wlasnym mieszkaniu. Nie potrafił dostosować się do nowej sytuacji i postanowił zakończyć swój żywot...
Przyjaciółka w rozmowie telefonicznej opowiada:
- Znasz Danielle?
- Znam. Pracowała z nami kiedyś, a co?
- Zamieściła video na Facebooku, na którym strasznie zapłakana wyznała, że jest w ciąży. Z polecenia rządu była zmuszona tymczasowo zamknąć swój zakład kosmtyczny. Decyzja zapadła z dnia na dzień. Tego ranka, klienci stali pod drzwiami jej gabinetu. Odesłąła ich. Nie miała innego wyjścia. Żaliła się, że teraz nie ma pieniędzy na rachunki, na jedzenie brakuje. Dostała w prawdzie jakąś zapomogę od rządu, ale musiała przeznaczyć te pieniądze na wypłaty dla pracowników, czynsz. Wyznała, że jej ta ciąża już nie cieszy. A jeszcze do niedawna była uradowana. Dziewczyna ma jakieś 24 lata...
Poznałam niedawno inną młodą kobietę. Ta z kolei jeszcze przed kwarantanną rozstała się z chłopakiem. Nie miała okazaji nikogo poznać z uwagi na izolację. Czuje się samotna...
Ile jest jeszcze takich przypadków na świecie?
Jakie są skutki kilkumiesięcznej kwarantanny?
Już odpowiadam: Wzrost zachorowalności na depresję, pogorszenie samopoczucia u ludzi z problemami mentalnymi (wiem, bo mam okazję pracować na oddziale psychiatrycznym), zwiększona liczba samobójstw i prób samobójczych, rozstania, wzrost aktów przemocy wśród domowników, wyraźny przyrost ludzi zmagających się z nadwagą (widzę to także wśród moich znajomych), wzrost zachorowań na cukrzycę, nadciśnienie... Dodam, że w przypadku koranavirusa nadwaga i cukrzyca są swoistym czynnikiem zwiększającym ryzyko zachorowania i śmierci. Rząd brytyjski ostatnio głowi się nad tym, jak pomóc swoim obywatelom wrócić do 'wagi sprzed kwarantanny'. Powstał nawet specjalnie opracowany program w porozumieniu z Ministerstwem Zdrowia i Narodową Służbą Zdrowia (NHS). Ile to będzie kosztować podatników?
Pacjenci leczący się na nowotwory byli w dużej mierze zmuszeni przełożyć swoje leczenie na czas kwarantanny. Rodzicom z gorączkującymi niemowlętami odmawiano wizyt. Broń tylko Panie Boże, aby w przypadku któregoś wystąpiła sepsa, czy zapalenie płuc...
Na ulicach, w sklepach ludzie omijają się szerokim łukiem...
Kilka tygodni temu byłam w drogerii Boots. Weszłam między dwa regały z szamponami. Pewien mężczyzna miał już skręcić w moją stronę, aby wejść w tę sam sektor, ale widząc, że tam 'stacjonuję', wycofał się i poszedł dalej. Dziwnie się poczułam, ale po mału zaczynam przyzwyczajać się...
Zadaję sobie pytanie: Komu ta kwarantanna rzeczywiście pomogła? Zaszkodziła wielu.
Czas, aby ktoś wreszcie dokonał bilansu zysków i strat. Ile ludzi uratowano, a ile stracono? Nie mam tu na myśli Covid-u, a inne potworne dolegliwości, które sa następstwem utraty pracy, braku pieniędzy, depresji, rozstań, rozwodów, samobójstw...Jeśli podsumujemy to wszystko, może się okazać, że kwarantanna poczyniła więcej szkód z konsekwencjami na bliższą lub dalszą przyszłość niż brak jej wprowadzenia. Warto, aby to rozważyć zanim ponownie, ktoś, kiedyś, znowu wpadnie na ten pomysł.
Jakie są skutki kwarantanny dla naszej gospodarki?
Młodzi ludzie, którzy jak się okazuje byli najmniej narażeni na zachorowanie, zostali również zmuszeni do izolacji. Podatnicy, od których zależą emerytury, renty, wszelkiego rodzaju świadczenia zostali w dużej mierze odcięci od możliwości finansowania, wpływu na rozwój gospodarczy po przez swoją pracę i płacenie podatków. W takim kraju jak Polska, gdzie jest niż demograficzny, brakuje rąk do pracy, a imigranci zarobkowi są traktowani jak nieproszeni goście to się może odbić szerokim łukiem na stanie gospodarki. Co więcej, obecnie jest spory problem związany z przylotem do Polski. Do niedawna próbowałam zarezerwować bilet lotniczy do Polski, zobaczyć sie z rodziną. Niestety wprowadzono przesadne ograniczenia. Lot do Gdańska miał odbyć się przez Warszawę, a samo lądowanie miałoby miejsce po północy. Do tego zaznaczono, że tylko obywatele polscy i ich partnerzy (małożonkowie) maja wstęp do kraju. Ceny biletów o 200% wyższe niż zwykle, a najbardziej preferowanym i dostępnym przewoźnikiem okazał się być LOT. Tak ograniczona turystyka zewnętrzna odbije się niebanalnie na PKB.
Kolejna istotna kwestia to noszenie tych beznadziejnych maseczek. Gdy ich nie było, chodziły pogłoski, (głównie opinie specjalistów), że maseczki nie chronia przed wirusem, zatem nie są potrzebne. Teraz, gdy są dostępne, zaleca się, a nawet nakazuje ich noszenie, nawet na świeżym powietrzu. Pytam się: Gdzie tu jest logika? Z tego, co mi wiadomo, to promieniowanie UV uszkadzają struktury DNA/RNA wirusów, co sprawia, że stają się niegroźne dla człowieka. Mamy przecież pełnię lata, upały trzydziestostopniowe. W dodatku proszę sobie zadać pytanie, jakie jest stężenie wirua w powietrzu w porównaniu do stężenia w zamkniętym pomieszczeniu, krytym dachem. Jakieś wnioski?
I na koniec jeszcze przyczepię się do nieszczęsnej demokracji. Jakim prawem w krajach demokratycznych narzuca się społeczeńswtu pod groźbą kary i bez uprzedniego wprowadzenia stanu wyjątkowego nakaz kwarantanny? Jeśli chodzi o Chińską Republikę Ludową, czy Rosję to jest to uzasadnione tamtejszą polityką, reżimem. Natomiast w państwach demokratycznych można co najwyżej ZALECIĆ, zasugerować, czy też poradzić taką strategię zapobiegawczą czy ochronną dla obywateli. Nie daliśmy bowiem prawa i władzy naszym rządom, aby ten mógł NAKAZAĆ wszystkim obywatelom kwarantannę, a co za tym idzie postawić człowieka w świetle ryzyka utraty pracy, a w konsekwencji narażenia na wszelkie skutki z tym związane. Demokracja nie zezwala na taką opcję, chyba że uprzednio wprowadzony jest stan wyjątkowy z uwagi na jakieś nagłe i niepożądane wydarzenie, które może stanowić zagrożenie dla ogółu, np. kataklizm, czy groźba rozpoczęcia konfliktu zbrojnego.
Mam nadzieję, że rządzący wezmą sobie mocno do serca skutki tej kwarantanny. One odbiją się szerokim echem jeszcze na długo. Warto zastanowić się nad bilansem zysków i strat, zanim następnym razem dojdzie do podobnego zdarzenia, czego sobie i Wam z całej swojej mocy nie życzę.
Tuesday 11 August 2020
A gdyby tak powrócić do monarchii w Polsce...
Na fotografiach fragmenty książki Jolanty Bąk: 'Poczet królów i książąt polskich'. Książkę można nabyć klikając na link: BookfromAmazon
Monday 3 August 2020
Upadek cywilizacji
Friday 24 July 2020
Kilka słów o pedofilii.
Bardzo dobre kroki w kierunku zapobiegania pedofilii poczyniła np. Wielka Brytania. Na przykad, w strukturach szkoły, każdy nauczyciel i uczeń ma przydzielony swój szkolny adres poczty elektronicznej. Oczywiście zdarzyć się może, że uczeń wyśle do nauczyciela wiadomość ze swojego prywatnego maila, ale nauczyciel nie może odpisać mu na jego prywatny adres. Wiadomości te są weryfikowane.
Kolejna sprawa to regulamin szkolny, który zabrania nauczelowi przebywania w klasie sam na sam z jednym uczniem przy zamkniętych drzwiach. Kolejna rzecz i chyba najbardziej znacząca to sam proces rekrutacji. Każdy nauczyciel musi być zarejestrowany w systemie karnym dotyczącym nadużyć względem dzieci, młodzieży i dostęp do tego systemu ma rekruter, którego obowiązkiem jest na bieżąco sprawdzać status karalności zatrudnionych nauczycieli. Zatem, jest rzeczą niemożliwą, aby ktoś, kto wcześniej dokonał czynu zabronionego względem dziecka, czy osoby małoletniej, został zatrudniony w placówce oświatowej, czy np. w szpitalu. Ten sam system dotyczy lekarzy, pielęgniarek oraz innych profesji zaufania publicznego.
Następną rzeczą jest edukacja seksualna, o której w Polsce krzyki i akty potępienia można było do niedawna usłyszeć. W Polsce nazywana popularnie 'seksualizacją' jak się okazjuje w Wielkiej Brytanii została wprowadzona właśnie dlatego, że kraj ten miał ogromny problem z pedofilią. Dzieci nie były świadome zagrożenia i często unikały rozmowy na ten temat. Po wprowadzeniu zajęć z edukacji seksualnej, wiele z nich zaczęło mówić na głos... Dodam, że każde dziecko w wieku do jedenastego roku życia musi być odbierane ze szkoły przez rodzica osobiście lub przez wskazaną na piśmie osobę upoważnioną. Dodam jeszcze, że od czasu wprowadzenia edukacji seksualnej na Wyspach (lata 70-te) liczba ciąż u nastolatek spadła o połowę. To zostało zweryfikowane przez rząd i opublikowane w mediach.
Teraz przejdę do Polski...
Mniej więcej rok temu, pojawił się słynny film dokumentlny braci Sekielskich: 'Tylko nie mów nikomu'. Jej kontunuację mogliśmy obejrzeć ('Zabawa w chowanego') parę tygodni temu na kanale redaktora i zarazem autora filmu. Obie części zrobiły na mnie mocne wrażenie. Dowody w poszczególnych przypadkach zdają się być wiarygodne, zwłaszcza, że dochodzi do osobistego spotkania ofiary z przestępcą. Wszystko odbywa się w obecności ukrytej kamery. Ponadto, prowadzone jest śledztwo, w które zaangażowany jest prawnik...
Jakie jest przesłanie filmu braci Sekielskich? Co konkretnie chcą tym filmem pokazać, bo ewidentnie zamykając sie w kręgu Kościoła, podążając za ofiarami, przesłuchując przy włącząnej kamerze kładą skuteczny nacisk na przedstawienie pewnego problemu, o którym mówi się od dłuższego czasu, ale jakoś nikt dotad nie miał odwagi stawić temu czoła. Ten film źle świadczy o konkretnych księżach pedofilach oraz pewnych hierarchach kościelnych. Tu nie ma co do tego wątpliwości. Rzucane jest także złe światło na cały system weryfikacji, dyscyplinowania, czy też braku sankcjonowania czynów pedofilskich. Co do tego też nie ma wątpliwości. Jednak film ten nie udowadnia w żaden sposób, że zawód księdza skłania go ku temu, by został on pedofilem. To nie ksiądz staje się pedofilem, a pedofil staje się księdzem. Trzeba sobie to w końcu uzmysłowić. Możliwe, że sam proces rekrutacji do seminariów powinno przeprowadzać się w inny sposób niż dotychczas. Nie wiem, czy w ogóle weryfikowane jest zaświadczenie o niekaralności, może też rozmowa z rodzicami, rodzeństwem kandytata pomogłaby rozwiązać wiele wątpliwości.
Podobnie jest w przypadku innych zawodów. Nauczyciel nie staje się pedofilem pod wpływem pracy z dziećmi. Pedofilia nie ma określonej profesji. Oczywiście jest różnica pomiędzy księdzem, który złożył w przeszłości śluby czystości, celibatu, umoralnia z ambony, mówi jak mamy żyć, a znanym filmowcem, który należy jednak do innego świata. W pierwszym przypadku, ksiądz pozostaje osobą anonimową, oddelegowany do innej parafii, w drugim - 'facet' idzie po prostu siedzieć, a jego reputacja, twarz i nazwisko publikowane będzie przez pewnien czas na pierwszych stronach gazet, tak jak to miało miejsce w przypadku Romana Polańskiego. Większej kary, wstydu chyba nie można doświadczyć. W tym wszystkim nie należy zapominać o jeszcze jednym aspekcie. Ksiądz to też mężczyzna i jak każdy ulega słabościom, zatem powinno się mieć na uwadze to, gdy decyduje się dziecko posłać na posługi w kościele. Może warto by wprowadzic podobne rozwiązania jak w Wielkiej Brytanii. Może ksiądz nie powinien przebywać z dzieckiem sam na sam w jednym pomieszczeniu.
Saturday 18 July 2020
Dlaczego małżeństwo jest sakramentem?
Może wyjaśnię w kilku punktach, co ja uważam na temat istoty sakramentu i czym on jest dla mnie:
1. Osobiste przymierze z Bogiem, spotkanie, szczera, otwarta i uświęcająca relacja. Tak wygląda to w przypadku chrztu świętego, komunii świętej, bierzmowania, spowiedzi... Jednak w przypadku małżeństwa sprawa wygląda nieco inaczej. Do tego potrzebna jest jeszcze 'ta druga osoba', jej 'oświadczenie', czy szczere? A no waśnie, tego nikt do końca nie wie, prócz jej samej. To wyklucza 'osobistą' relację z Bogiem. Mówi sie też o małżeństwie jako 'powołaniu'. Dobrze, zgadzam się, ale jest wiele osób, które mają powołanie do małżeństwa, jednak nie maja z kim tego powołania wypełnić. Są też takie, które nie mają powołania, ale mimo wszystko wstępują na tę drogę, bo maja ku temu 'jakieś' powody. No właśnie, koncecpcja zawierania małżeństwa możę odbiegać od koncepcji zawierania np. chrztu, bierzmowania, komunii świętej. Nigdy tak naprawdę nie jesteśmy w stanie dowiedzieć sie, co ta druga osoba ma na myśli wypowiadając słowa przysięgi małżeńskiej. Dlatego, że nie jest to osobiste zawieranie przymierza z Bogiem. Uczestniczy w tym obrzędzie ta druga osoba, za której wypowiedzenie słów przysięgi nie ponosimy tak naprawdę odpowiedzialności. Poza tym, jeśli jeden z małżonków zdecyduje sie porzucić swoją żonę/męża, wówczas ta druga, często niewinna osoba cierpi i jest uzawana za współwinną, ma ograniczone prawa jako członek Kościoła, jest niemile postrzegana (rozwodnik).
2. Różne kryteria doboru męża/żony. Przystępując do sakramentu chrztu, bierzmowania, komunii świętej ustalone są dosyć proste, jasne i równe dla wszystkich kryteria. No, powiedzmy, że nie są one skomplikowne do spełnienia. Wystarczy szczera chęć do zawarcia sakramentu, znajomość modlitewnika. Poza tym, nic się w wymiarze materialnym nie zyskuje, ani nie traci zawierając sakrament chrztu, czy komunii świętej. Mam tu na myśli zmianę statusu materialnego. W przypadku małżeństa, sprawa wygląda nieco inaczej. Często jest tak, żę kobieta poszukująca wybranka, kieruje się zasobnością jego portfela. Może tez patrzeć na jego status społeczny, zawodowy, prestiż. W przypadku wyjścia za mąż, jej sytuacja materialna ulegnie polepszeniu. Możliwe, że jej 'sakramentalny mąż' zapewni jej byt, o jakim zawsze marzyła. Poza tym, jeśli ma wyjść za mąż i ma wybór między prostym rolnikiem, rzemieślnikiem, czy hydraulikem, a adwokatem, to oczywiste jest, że wybierze tę lepszą partię. W dodatku, jeśli ma 'na co go złapać', bo atrakcyjna jest nieziemsko i niegłupia, to czemu nie? Z kolei wszyscy wokół mogą zazdrościć, komentować, plotkować...Tak niestety jest.
Czasami też o takim wymarzonym kandydacie odpowiada po prostu szczęśliwy traf. Tak bywa. W przypadku pozostałych sakramentów tak nie jest.
Są różne inne powody, dla których ludzie biora ślub. Kiedyś istną zmorą młodych dziewcząt była łatka 'starej panny'. Dziś na szczęście nikt sobie z tego nic nie robi, zwłaszcza, że wokół nas jest mnóstwo par, które rozwodzą się. Mówi się zatem, że "wolę być starą panną niż rozwódką..." To zazwyczaj zamyka usta wszystkim wścibskim. Dziś kobiety, ktore nie miały szczęścia w miłości zazwyczaj odnajdują się bardzo dobrze w trybie tzw. singielki, robią świetne kariery, rozwijają się, podróżują...
Wracając jednak do powodów zawierania ślubów. Znam parę, która wzięła ślub z powodu, jak to określił pan młody: 'z przyzwyczajenia do siebie'.
3. Sakrament powinien być dostępny dla wszystkich i na równych zasadach/szansach. Bardzo często fakt, czy ktoś znajdzie tę drugą połówkę zależy od aparycji, stanu zdrowia, stanu psychicznego, materialnego, czy po prostu od szczęśliwego przypadku lub jego braku. W przypadku pozostałych sakramentów to wcale nie ma znaczenia. Nie trzeba umawiać się na randki, stroić, malować, golić, czesać, starać się przypodobać tej drugiej osobie. Są też bardzo nieśmiali ludzie, którzy mimo że mają ciekawą osobowość i nie brakuje im aparycji, nie są w stanie pokazać się ze swojej prawdziwej strony z uwagi na tremę na pierwszym spotkaniu. Wiele osób niestety zakłada również maskę. Kolejna sprawa to osoby niepełnosprawne. Jak potwornie ciężko musi im być na sercu, mając w swojej świadomości fakt, że ich szanse na małżeństwo sakramentalne przekreśla kondycja, na którą zresztą nie mają wpływu.
4. Liczba unieważnień sakramentu małżeństwa...Czy jest w Kościele inny sakrament, który tak licznie jak ten jest poddawany wątpliwościom, poddawany procedurze kończącej sie unieważnieniem? Chyba nie ma. Zawarcie sakramentu nie powinno prowadzić do unieszczęśliwienia człowieka, zniewolenia, cierpienia (w tym także dzieci). Zatem kto wpadł na pomysł uznania małżeństwa za sakrament, skoro jest to dosyć ryzykowany wybór, czy też niepewna droga, która może zakończyć się tragedią. Znam osoby, (w tym moją mama) które małżeństwo pogrążyło, zniszczyło. Czy jest inny sakrament, który może przynieść ze sobą takie skutki? Jak wytłumaczyć fakt, żę w niektórych małżęństwach dochodzi do przemocy, a nawet wykorzystywania seksualnego przez ojca? To jest sakrament? Gdzie tam jest Bóg, pytam się?
5. Duch czasu i przemiany społeczne. Kiedyś ludzie, którzy zawierali ślub kościelny pochodzili zazwyczaj z tej samej lub sąsiedniej wioski, czy miasta. Mieli z reguły te same poglądy, należeli do tego samego Kościoła, uczęszczali do tej samej parafii. Wszyscy sąsiedzi wiedzieli, kto z kim 'za rękę chodził'. Dziś jednak sprawa wygląda zupełnie inaczej. Ludzie podróżują za uczelnią lub pracą do innego miasta, a nawet państwa. Tam z kolei poznają ludzi lokalnych, podróżnych, imigrantow z innych kultur, wyznań, czy religii. I tu zaczynają pojawiać się przeszkody... Co ma zrobić katoliczka , gdy jej chłopak jest praktykującym protestantem? Tak było w przypadku mojej cioci, która w połowie lat 90-tych wyjechała do Niemiec. Po krótkim czasie poznała swojego męża, Niemca. Pobrali się w jego kościele. Pewnego razu przyjechała do Polski na wakacaje, udała się do Spowiedzi Świętej...Ksiądz się obraził i nie udzielił jej rozgrzeszenia. Powód? Nie miała ślubu 'po katolicku!'
Rozumiem, żę młoda para powinna była płacić za dwa odrębne śluby kościelne, ściągać niemiecką rodzinę do Polski, wynajmować i płacić za tłumacza do ceremonii i po raz kolejny wypowiedzieć identyczne słowa przysięgi w obecności tych samych świadków. Dobry żart. Nie, to nie był żart.
6. Wiele osób chciałoby zawrzeć sakrament małżeństwa, ale nie ma z kim. Czy naprawdę fakt, że chcemy przystąpić do jakiegoś sakramentu ma być uzależnione od tego czy i w ogóle kogoś poznamy i uzyskamy zgodę od tej osoby na wspólne zawarcie tegoż sakramentu?
Kończę moje wywody na temat instytucji małżeństwa. Chyba wyraziłam jasno wszystko to, co pragnęłam wyrazić, co mnie w tej kewstii nurtowało. Dodam, żeby nie było wątpliwości, nie jestem przeciwniczką zawierania ślubów kościelnych. Uważam, że ślub pełni bardzo ważna rolę w związku dwojga ludzi. Jestem zatem za ślubem traktowanym jako ceremonią, rytuałem. Jednak fakt nadania małżeństwu rangi sakramentu sprowadza go wydarzenia, które ktoś może chcieć zawrzeć naprawdę z różnych powodów, także pod naciskiem rodziny, (bo to przecież sakrament!) Niestety, ale w tym sakramencie dochodzi niekiedy do przemocy, gwałtu, wykorzystywania, zdrad... Czy zatem uświęcanie takich relacji, w którym występuje krzywda drugiej osoby pod przykrywką 'sakramentu świętego' nie jest obrazą dla Boga? Czy naprawdę powinno się bronić tej nierozrwalności sakramantu małżeństwa za wszelką cenę, także w wypadku krzywdy dzieci? Jestem ciekawa opinii czytelników, także księży, również protestanckich. Z góry dziękuję i życzę Wszystkim 'szczęść Boże'!
Tuesday 7 April 2020
Koronę noszę na głowie, a nie w sobie
Nie boję się. Nawet nie zaczęłam. Nigdy nie powiedziałabym Mamie, że się boję. Mimo, że codziennie dowiaduję się o śmierci młodej osoby, która niosła pomoc chorym, cały czas idę twardo. Zaciskam pięści i z podniesioną głową pomykam korytarzami naszego szpitala, dumna i pełna mocy jak czołg. Naprawdę, newiele sytuacji jest w stanie mnie złamać.
W Bogu pokładam nadzieję, dlatego nie odczuwam strachu. Lęk jest tutaj nieprzyjacielem, najgorszym towarzyszem w tej trudnej dla wszystkich drodze.
Proszę Boga, by oszczędził naszych pacjentów. Na każdym dyżurze jestem czujna najbardziej jak tylko potrafié. Monitoruję ich stan zdrowia, przyglądam się im. Widzę sporo energii i motywacji. Nie chcę zaznać porażki. Tyle do tej pory walczyłam.
Myślę o przeszłości, o latach osiemdziesiątych i katastrofie nuklearnej w Czarnobylu. Po dzień dzisiejszy pamiętam smak płynu Lugola. Płyn, który być może ocalił moje życie oraz wiele innych istnień. Mama opowiadała, że jej przyjaciółka, która mieszkała ulicę dalej, urodziała po tej katastrofie martwe dziecko, którego lekarze nie chcieli jej pokazać. Mama mówiłą, że mogło być bardzo zniekształcone. Tamten moment w historii był prawdziwym powodem do niepokoju. Skutki tej olbrzymiej katastrofy odczuwamy po dzień dzisiejszy. Całkiem sporo osób boryka się z chorobami tarczycy, niektóre dzieci chorują na białaczkę, mamy problem z niepłodnością u co piątej pary.
Walka trwa. Musimy zwyciężyć. Codziennie powtarzam sobie, że koronę noszę na głowie, a nie w sobie. Mówię to dobitnie po cichu, w myślach. Wierzę, że będzie dobrze. Musi być. Innego scenariusza nie przyjmuję do wiadomości.
Odpoczywam. Teraz, przez trzy dni będę zbierać siły. Spędzę trochę czasu w ogrodzie. Spróbuję wzmocnić odporność i skorzystać z wiosennego słońca, którego promienie coraz cieplej dotykają nas.
Po wszystkim, chciałabym przylecieć do Polski. Wcześniej zatrzymać się na parę dni w Berlinie lub Monachium. Miałam w planie zwiedzić zamek Neuschwanstein.
Dziś pogoda jest baśniowa. Piszę ten post siedząc w ogrodzie przy filiżance herbaty, zaparzonej ze świeżej pomarańczy. Mam przy sobie aparat fotograficzny i manuskrypt, który zamierzam dalej edytować. Moje króliki gonią się, skaczą po ogrodzie, podjadają trawę, kopią dziury. Doceniam przebywanie w ogrodzie bardziej niż kiedykolwiek. Nigdy wcześniej nie potrzebowałam jego uroków bardziej niż teraz.
Tuesday 31 March 2020
Życie jakiego nie znaliśmy
Straciłam już poczucie czasu. Nie wiem, który to już tydzień życia w izolacji, życia, w którym występuje przemieszczanie się z domu do pracy lub sklepu. Dzięki Bogu za to, że mam duży ogród i urocze zwierzęta, bo inaczej chyba oszalałabym. Ogród jest moim drugim salonem, miejscem, w którym spędzam wolne chwile, czytam, maluję, piszę i uczę się. Tam jest to lepsze życie, spokojne i bezpieczne.
Dziś udało mi się zamówić trzy maseczki ochronne przed COVID. Pierwsza z ich powinna dotrzeć do mnie w ciągu kilku dni. Otrzymałąm informację, że moje zamówienie zostało wysłane.
Dziś po południu musiałam zasięgnąć porady weterynarza. Mój królik ma od jakiegoś czasu ropiejące oko. Udało mi sie je podleczyć je roztworem rumianku i soli, ale wolałam skunsultować sprawę z weterynarzem i zdobyć medykament, żeby wreszcie pozbyć się problemu. Królik jest żwawy, zaczepia mnie ciągle, wskakuje na sofę, by sprawdzić, co robię.
Dziś i jutro mam wolne. Odpoczywam. Jutro ma być słoneczna pogoda, więc udam się do ogrodu, zadzwonię do dziadków, może coś namaluję, poczytam albo pouczę sie francuskiego. Muszę na nowo organizować sobie czas wolny. Skoro nie mogę udać się do miejsc, które dotychczas odwiedzałam, to trzeba będzie znaleźć alternatywę. Oby pogoda dopisała podczas kwarantanny, wtedy będę mogła oddać się pracy twórczej w ogrodzie. Mam jeszcze do ukończenia książkę. Właściwie to muszę skupić się na jednym motywie i moja opowieść będzie ukończona. Może nawet zabiorę się za napisanie kolejnej książki. Jest tyle do zrobienia. Mam tyle planów...
Codziennie jemy zupę. Zupę gotuję raz na trzy dni. Koleżanka z pracy zaopatruje nas w warzywa, które kupuje u farmera, a my potem wybieramy, co chcemy i płacimy jej. Warzywa są naprawdę świeżutkie, dorodne. Aż chce się gotować zupy! Dziś ugotowałam pomidorową.
To, co dzieje się obecnie jest dla mnie niewyobrażalnie niepokojące. Przypomina to film science-fiction albo jakiś koszmar. Najgorsze jest to, że nie wiemy jak to się wszystko skończy.
Nasz szpital przygotowauje się na przyjęcie do izolacji pacjentów z COVID-19. Modlę się, żeby nikt od nas nie zachorował. Rząd podawał, że sytuacja się poprawiła. Jest widoczny spadek liczby zakażonych, rośnie za to liczba zgonów.
Udało mi się odwrócić moją uwagę od mediów społecznościowych. Obecnie rzadziej tam zaglądam. Media ciągle dostarczają przykrych informacji, zdjęć i filmów w związku z tym, co się ostatnio dzieje.
Dziś na niebie spostrzegłam samolot wojskowy, który leciał nisko nad moim domem. Lądował na pobliskim lotnisku. Prawdopodobnie dostraczył sprzęt medyczny dla naszych szpitali.
Jest nadzieja, że będzie dobrze. Jednak czasu, który spędzamy w izolacji już nie odzyskamy. Warto zatem wykorzystać ten okres jak najlepiej.
Wednesday 25 March 2020
Świat w obliczu koronawirusa
Moi przyjaciele wciąż tkwią w Wietnamie. Dotychczas wszystkie samoloty powrotne, które rezerwowali, zostały odwołane. Mają wracać w piątek, ale wątpię, że uda im się wylecieć stamtąd. Codzienne media donoszą o nowych liczbach zakażonych oraz ofiar koronawirusa.
Do pracy wróciłam w poniedziałek. Tego dnia, koleżanka została odesłana do domu z kaszlem. Wczoraj, czyli we wtorek, odesłano dwie kolejne osoby. Pierwsza z nich gorączkowała, druga to osoba, której żona okazała się mieć symptomy. Zadzwoniła do męża, czyli mojego kolegi, który wczoraj był ze mną na zmianie. Został odesłany do domu. Mówił mi wcześniej, że oboje z żoną wrócili niedawno z Portugalii. Nie poddali się kwarantannie, bo w Portugalii było mało przypadków zachorowań na COVID-19. Niestety przeliczyli się.
Koronawirus funkcjonuje jak Rosyjska Ruletka. Tempo zakażeń tworzy ciąg geometryczny. Nikt z nas nie wie, czy nie jest nosicielem. Testy są teraz dostępne tylko dla tych, którzy trafiają do szpitala.
Widziałam płaczącą Hiszpankę, która pozostaje przy umierającym mężu, któremu zabrano respirator. Jego podeszły wiek odbiera mu szansę na przeżycie. Jego respirator przekazano czterdziestolatkowi. On ma większe rokowania. Smutne, ale takie są realia teraz. W Wielkiej Brytanii, w Londynie, pacjenci już umierają na korytarzach Izby Przyjęć, bo szpitale nie są wystarczająco wydajne, brakuje respiratorów oraz materiałów ochrony osobistej dla medyków.
Zanim wróciłam do pracy, wykonałam w piątek telefon do mojej szefowej z oddziału, na którym pracuję. Chciałam wybadać sytuację. Musiałam dowiedzieć się według jakiego schematu nasz szpital postępuje. Jeszcze wtedy akceptowano odwiedziny. Gdy wróciłam w poniedziałek, odwiedziny były już całkowiecie zakazane. Całe szczęście.
Teraz pozosaje nam tylko czekać. Póki co, widać jak przyroda w Europie i Azji zyskuje na nieobecności człowieka. Woda w weneckich kanałach zrobiła się krystalicznie czysta do tego stopnia, że pojawiły się w niej ryby. Delfiny podpływaja coraz bliżej wybrzeży Italii. W Japonii, ryczące jelenie wędrują sobie po ulicach, a w Tajlandii małpy skaczą po ulicach. Powietrze nad Chinami oczyściło sie znacząco. Nad Europą zmiana ta również jest zauważalna. Wstrzymano prawie całkowicie ruch lotniczy nad naszym kontynencie.
Przyszła wiosna, a wraz z nią nadzieja...
Dziś świeci wiosenne słońce. Moje króliki skacza radośnie po ogrodzie. Czuja się wolne. Mój kot towarzyszył mi przez całą kwarantannę, którą przeszłam po powrocie z Pragi. Pisząc ten artykuł, właśnie jeden z moich królików chrupie marchewkę będac obok mnie na sofie, a zaraz przy nim siedzi kot. Wybrał miejsce bliżej kaloryfera. Zwierzęta nie mają pojęcia o tym, co złego dotknęło ludzkość. Im koronawirus nie zagraża. Ptaki obserwują z lotu miasta. Widzą te miasta inaczej. Opustoszałe, wyludnione, samotne. Teraz to one rządzą światem. Tak, zwierzęta, przyroda. Ona panuje nad nami. Teraz to my jak pandy w zoo siedzimy zamknięci, odizolowani od świata. Tak wygląda życie w klatce. Tak wygląda niewola. Teraz czujemy jak to jest, gdy ktoś lub coś odbiera nam wolność. W tym wypadku jest to mały zarażliwy patogen o ogromych możliwościach zakażania, osłabiania, a nawet wyniszczania ludzkich płuc. Wszystko zależy od tego, na kogo trafi. Jak silny organizm ma do pokonania. Najczęściej przegrywa z odpornością. Jednak pochłania mnóstwo ofiar wśró starszej populacji, także o słabszym immonosystemie, chorych przewlekle.
Mam dziś wolne i odpoczywam. Czuje się znakomicie. Pije napar z pomarańczy i cytryn, czasem zaglądam do ogródka, by sprawdzić co u królików. Mieszkanie wysprzątałam. Nigdy moje klamki i włączniki nie były bardziej błyszczące niż teraz. Codziennie je przecieram środkiem dezynfekującym. Dziś umyłam okna. Został mi tylko żyrandol.
Wczoraj pod koniec pracy kupiłam parę warzyw. Koleżanka załatwia nam od farmera piękne dorodne marchewki, pieczarki, ogórki, cebulę, ziemniaki. W supermarkecie takich nie dostanę. Jakoś inaczej patrzę na te warzywa. Tak, jakby mogło ich czasem zabraknąć. Ludzkie ścieżki są nieznane. Mam tu na myśli zatrudnienie w obecnej sytuacji. Wiele przedsiębiorstw będzie zmagać się z kryzysem. Czas pokaże, co dalej.
Jestem ciekawa jak bardzo świat ulegnie zmianie. Mam nadzieje, że po wszystkim zmieni się na lepsze.
Friday 20 March 2020
Podróż w czasie zarazy
Do Pragi postanowiłam polecieć na trzy noce. Najpierw wylądowałam w Amsterdamie, a po godzinie wylatywałam juz do Pragi. Holenderska obsługa lotu KLM wydawała się bardzo przyjazna, uśmiechnięta i życzliwa.
Przygotowując się do wyjazdu, mając świadomość epidemii jaka zapanowała na kontynencie, postanowiłam zaopatrzyć się w żel do rąk i witaminę C. Wybrałam się więc do Asdy. Tam nie dość, że nie napotkałam na żaden żel dezynfecyjny do rąk, to jeszcze nawet zwykłego mydła nie było. Papier toaletowy również zniknął z półek.
Co tu robić? Udałam się do Tesco. Tam równie żelu brak.
Na szczęście udało mi się zdobyć w pracy chusteczki nasączone środkiem dezynfekującym. Spakowałam do torby, co trzeba i we wtorek, 10 marca wyruszyłam w podróż na kontynent.
Po przylocie z Amsterdamu, udałam się autobusem 119 do Nadrazi Veleslavin, czyli do końca biegu tej linii. Stamtąd na pieszo do hotelu. Było dość pochmurno, czasami padał deszcz. Odcinek drogi, jaki przeszłam wydał mi się znajomy. Wiele miejsc skojarzyło mi się z Rumią, Gdynią i okolicami. Jednym słowem, słowiański duch. Czułam się prawie jak w domu. Przypomniał mi się ukochany Budapeszt, do którego mam sentyment.
Po dotarciu do hotelu i otrzymaniu klucza do pokoju rozpakowałam torbę. Okazało się, że otrzymałam lepszy pokój niż spodziewałam się. Miałam bowiem zarezerwowany pokój z 'shared bathroom'. Tymczasem, mój pokój posiadał łazienkę. Pomyślałam, że to pewnie skutek odwołań rezerwacji. Trafił mi się przez to lepszy pokój. Trzecie piętro, widok na dość spory budynek szkoły. Pokój ciepły, przytulny. Odpoczęłam chwilkę i ruszyłam odkrywać Pragę. W recepcji poprosiłam o mapę miasta, bo akurat nie posiadałam żadnej. Z dostępnych była tylko jedna w języku rosyjskim, ale z opisami w języku czeskim, więc jak dla mnie w porządku.
Idąc wzdłuż rzeki Wełtawy dotarłam do Mostu Karola. Wcześniej rzuciłam okiem na zamek. Na moście turyści w kapturach, z parasolami. Pstryknęłam parę fotek. Chciałam udać się do biblioteki Klementinum, którą poleciła mi przyjaciółka, ale niestety została zamknięta. Na czas pandemii pozamykano wszystko, z wyjątkiem restauracji, kawiarni i hoteli. Miałam tylko szczęście, żę Pałac Lebkowicza był otwarty, a w zasadzie galeria. Mogłam tam m.in. zobaczyć rękopis dzieł Bethoveena i obraz Petera Bruegel'a zatytułowany 'Sianokłosy'. Po zwiedzeniu galerii, udałąm się pałacowej kawiarenki. Była prawie pusta. Usiadąm przy oknie. Zamówiłam cappuccino i sok pomarańczowy. Zdezynfekowałam telefon, a następnie podłaczyłam go do ładowarki. Kurtkę miałam przemoczoną. Ładowarka wewnątrz torebki też była mokra, więc przed włożeniem jej do kontaktu, przetarłam ją o suche jeszcze ubranie. Czytałam posty na Twitterze, komentarze. Niekiedy śmiałam się na głos z tego, co tam ludzie zamieścili.
Zdezynfekowałam ręce, założyłam mokrą kurtkę, po czym udałam się do hotelu. Po drodze udałam się do pobliskiego sklepu po zakupy. Po powrocie do hotelu, mokrą kurtkę powiesiłam na krześle przy kaloryferze, wzięłam gorący prysznic, wypiłam szklankę soku pomarańczowego, zjadłam jedną pomarańczę, pograłam w grę i zasnęłam.
Każdego dnia w hotelu samotnie spożywałam śniadania. Podobnie osamotniona w podróży czułam się tylko w Grecji, gdzie z powodu rannej stopy, musiałam większość czasu spędzać w pokoju hotelowym.
Pobyt w Pradze spędziłam głównie spacerując na świeżym powietrzu i fotografując obiekty. To była chyba najbardziej rozsądna opcja. Drugi dzień mojego pobytu był bardzo deszczowy. Właściwie padało bez przerwy.
Trzeciego dnia wreszcie zaświeciło słońce. Mogłam w końcu zrobić jakieś sensowne zdjęcia.
W dniu, kiedy wracałam, będąc na międzylądowaniu na lotnisku w Amsterdamie, mój kolega, który sam był wówczas w Estonii, poinformował mnie, że zdążyłam na czas opuścić Czechy, bo ten kraj zamyka swoje granice. Miałam szczęście.
Po powrocie do Anglii zakupilam Ibuprom. Tak na wszelki wypadek. Następnego dnia poczułam, że zaczyna sie u mnie katar i trochę gryzie w gardle. Musiałam zrobić zakupy i coś mnie skusiło, aby jeszcze dokupić Paracetamol do picia. Dostałam jeden z trzech dostępnych na półce. Po powrocie z zakupów rozpoczęłam domową kwarantannę. Odseparowałam się od chłopaka. Od tamtego czasu minął tydzień, gdy jesteśmy w osobnych pokojach. Co noc śpi ze mną ( lub na mnie:-)) mój kot. Królik też codziennie jest w moim domu. Prawie wyleczyłam mu infekcję oka. Bez konsultacji weterynarza udało mi się pozbyć problemu. Może jeszcze dwa przemycia wyciągiem z rumianku i soli i oko powinno wrócić do zdrowia.
Moje przeziębienie trwało jakieś sześć dni. Nie miałam gorączki, ale czułam się osłabiona i nie miałam chęci do niczego. Możliwe, że zachorowałam z powodu przemoczonej kurtki, w której chodziłam po mieście, a może powodem mojego stanu zdrowia było czekanie na lotnisku w Amsterdamie, na którym poczułam w pewnym momencie zimno i pustkę.
Moi znajomi utknęli w Wietnamie i nie wiem jak długo tam pozostaną. Jestem z nimi w kontakcie.
W planach miałam polecieć na południe Francji, udać sie również do Berlina, Polski. Chciałam znowu polecieć do Budapesztu. Mam nadzieję, że ta pamdemia się skończy, że ludzie zostaną uzdrowieni. Mam nadzieję, że wspólnie pokonamy tego potwora i staniemy sie silniejsi.
Pragne wkrótce polecieć do Polski, na Węgry, do Niemiec. Praga juz zawsze będzie kojarzyć mi się z tą zarazą. Niemniej jednak wspomnienia przyjemne pozostaną. Szkoda też, że pogoda nie dopisała, ale zdjęcia i tak udały mi się. Są trochę ponure, ale taki efekt też lubię.
Wierzę, że będzie dobrze. Musi być dobrze.